Przez półtora dnia cała Polska szukała Ryszarda Petru. Szef Nowoczesnej, określający się mianem lidera opozycji, podczas gdy jego koledzy w "obronie demokracji" okupują salę plenarną Sejmu, wybrał się w towarzystwie posłanki swej partii na zabawę Sylwestrową do Portugalii. Nie byłoby może w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że od połowy grudnia politycy Nowoczesnej usiłują zrobić z siebie męczenników, a w istocie robią niezbyt smaczny kabaret. Wyskok Petru jest bardzo czytelnym potwierdzeniem tej tezy.

Bardzo ciekawe w tej sprawie było zachowanie części mediów. Podczas gdy temat zaginionego polityka był praktycznie we wszystkich serwisach i portalach informacyjnych, portal Gazety Wyborczej milczał. Z kolei dziennikarze TVN na Twitterze wykazywali się niezwykłą troską o zdrowie psychiczne rodzin Petru i jego towarzyszki - oboje bowiem mają współmałżonków i dzieci, a przecież w tej sprawie w podtekście pojawia się słowo zdrada. Zaiste ciekawa to troska, bo w odniesieniu np. do polityków PiS ani na Czerskiej, ani na Wiertniczej takowej nie ma. Odnaleziony Petru przyznaje, że jego wypad był "niezręcznością" i przeprasza swój elektorat. Rzecz jasna na antenie TVN.

Czy wyborcy wybaczą? Pewnie tak, bo pamięć jest krótka, a wybory dopiero za trzy lata. Do tego czasu wszyscy zdążą zapomnieć. Ale w ciągu nieco ponad roku swojej bytności w Sejmie Ryszard Petru miał już tyle potknięć, przejęzyczeń i pomyłek, że z całą pewnością nie raz i nie dwa dostarczy nam jeszcze powodów do radości.

Wyskok Petru ciekawie skomentował wzór cnót wszelakich były premier Kazimierz Marcinkiewicz. Oznajmił on bowiem, że lider Nowoczesnej myśli chyba inną niż głowa częścią ciała. Akurat pan Kazimierz wie co mówi. Przed laty cała Polska żyła przecież najpierw jego romansem z piękną Isabell, potem ślubem i wreszcie rozwodem. Jak się myśli inną częścią ciała były premier wie doskonale...

Sprawa Petru przez kilka tygodni nie będzie schodziła z czołówek tabloidów. A lider Nowoczesnej będzie robił dobrą minę do kiepskiej gry i wciąż kreował na pierwszego obrońcę demokracji. Normalny człowiek dawno zapadłby się ze wstydu pod ziemię, ale polityka kieruje się nieco inną moralnością. A szkoda.

Tomasz Krzyżak

Autor jest dziennikarzem i publicystą „Rzeczpospolitej”