„Gazeta Wyborcza” triumfalnie ogłosiła w środę na swoich łamach, że poznała kulisy „nagłego” odwołania nuncjusza apostolskiego w Polsce i przeniesienia go do Moskwy. Według dziennika, wymiana arcybiskupa Celestino Migliore tuż przed Światowymi Dniami Młodzieży, to kara za odwołanie polskiego ambasadora przy Stolicy Apostolskiej, Piotra Nowiny-Konopki i zastąpienie go mało znanym poetą i historykiem Januszem Kotańskim.

            Sam nuncjusz w rozmowie z KAI w środę po południu odniósł się do rewelacji dziennika z Czerskiej uznając je za „kompletnie wydumane”. Komuś kto, choć trochę, zna specyfikę dyplomacji nie potrzebne było to dementi. Wiadomo bowiem, że misja ambasadora w danym kraju kończy się dopiero z chwilą nominacji jego następcy i złożeniu tzw. listów uwierzytelniających. Abp Migliore pozostanie zatem w Polsce przez całą lipcową wizytę papieża Franciszka.

            Dziennikarka „Gazety Wyborczej” nie wierzy w zapewnienia samego nuncjusza, że o sprawie jego ewentualnych przenosin mówiło się już od lutego. Szuka drugiego dna. Za tą logiką trudno nadążyć. Ale trzeba potrafić łączyć fakty i wyciągać odpowiednie wnioski. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że w połowie lutego tego roku papież Franciszek spotkał się na Kubie z patriarchą moskiewskim i całej Rusi, Cyrylem, a potem pojawiły się – jak twierdzi nuncjusz – rozmowy o przenosinach, to znaczy, że trzeba te dwie sprawy połączyć ze sobą. I ktoś kto będzie miał wiedzę na temat tego, że abp Migliore przy tym historycznym spotkaniu odegrał ogromną rolę, czytając rewelacje „Gazety Wyborczej” jedynie się uśmiechnie. Ale do tego potrzebna jest wiedza, umiejętność słuchania i ważenia opinii. Tej jednak na Czerskiej ostatnio brakuje.

            Fakty są bowiem takie, że nuncjusz w Polsce był jednym z nielicznych dyplomatów watykańskich, który o planach rozmowy Franciszka z Cyrylem, wiedział i w jakimś stopniu ją przygotowywał. Tak się składa, że pod koniec ubiegłego roku miałem okazję uczestniczenia w kolacji z abp. Migliore. Przy stole nuncjusz mówił wtedy, że sprawa spotkania papieża i patriarchy jest już właściwie „zapięta na ostatni guzik”, a do uzgodnienia pozostają jedynie drobne szczegóły. Jeśli takie słowa padają z ust doświadczonego dyplomaty, to znaczy, że tak jest. Wtedy – w grudniu – zostałem poproszony o dyskrecję w tej sprawie, ale dziś wolno mi o tym powiedzieć. I faktycznie, niespełna półtora miesiąca po tej kolacji do historycznego spotkania doszło. Zresztą przygotowania do niego rozpoczęto już dość dawno, a pierwszym krokiem było podpisanie wspólnej deklaracji Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce z Patriarchatem Moskiewskim w 2012 roku. I choć rozmowy z Moskwą prowadzili wówczas polscy hierarchowie m.in. abp. Henryk Muszyński, to jednak za pośrednictwem nuncjusza i abp. Józefa Michalika, o każdym kroku w tych negocjacjach informowana była Stolica Apostolska, a ówczesny przewodniczący episkopatu jeździł wtedy do papieża Benedykta XVI na konsultacje. Jeśli jednak komuś mało powyższych argumentów powinien sięgnąć po deklarację polskiego episkopatu i patriarchatu z roku 2012 i porównać ją z dokumentem podpisanym przez Franciszka i Cyryla. Z łatwością odnajdzie tam te same sformułowania, a nawet te same zdania.

            Warto też zwrócić uwagę na fakt jakie kraje w ostatnim czasie odwiedzał watykański Sekretarz Stanu, kard. Pietro Parolin. Estonia, Litwa, Łotwa, a w czerwcu pojedzie na Ukrainę. Widać wyraźnie, że kierunek wschodni stał się bardzo ważny dla watykańskiej dyplomacji. Mianowanie zatem abp. Migliore – człowieka, który w przeszłości był stałym obserwatorem Stolicy Apostolskiej przy Radzie Europy, a potem w Sekretariacie Stanu był podsekretarzem ds. stosunków z państwami – nuncjuszem w Federacji Rosyjskiej jest nobilitacją. Świadczy też o randze hierarchy. Rosja obok Stanów Zjednoczonych i Chin to przecież największe dziś potęgi na świecie. Nikt nie wyśle tam człowieka tylko dlatego, że Polska odważyła się wymienić swojego ambasadora w Watykanie. Takie działanie byłoby zwyczajnie nieodpowiedzialne, by nie powiedzieć głupie.

            Manipulacje „Gazety Wyborczej” i wymyślanie przeróżnych historii znane są od dawna. Szczególnie jeśli idzie o sprawy Kościoła. Ale niestety, jej rewelacje podchwytują inne liberalne media. I naprawdę dziwne, że ktoś w to jeszcze wierzy…

 

Tomasz Krzyżak

Autor jest dziennikarzem i publicystą „Rzeczpospolitej”