Fala krytyki spadła na Prawo i Sprawiedliwość po odrzuceniu obywatelskiego projektu ustawy, który zakładał zaostrzenie prawa aborcyjnego. Pod adresem polityków padły mocne słowa o cynizmie, obłudzie, hipokryzji. Część tej krytyki jest jak najbardziej uzasadniona. Osoby, które podpisały się pod tym projektem mają prawo czuć się oszukane. Przypomnijmy, że było ich ok. 450 tys. Ale oszukani zostali także ci, którzy podpisali projekt liberalizujący prawo odrzucony przed dwoma tygodniami. Bo przecież przed wyborami PiS obiecywało, że z uwagą pochyli się nad każdym projektem zgłoszonym przez obywateli. Ani w jednym, ani w drugim przypadku nie miało to miejsca. Mało to eleganckie.

Część komentatorów jest zdania, że trzeba było przynajmniej przez jakiś czas udawać i albo zamknąć temat aborcji na długie miesiące bądź lata w komisjach lub odrzucić go dopiero za jakiś czas. Ale takie udawanie mogłoby dla partii rządzącej skończyć się źle. Zresztą już się zemściło. Od przejęcia rządów PiS nie chciało się tematem aborcji zajmować, bo to politycznie nieopłacalne. Jednak nikt nie miał odwagi powiedzieć tego publicznie. Prowadzono jedynie nieumiejętną grę z elektoratem. Grę, w której PiS oddał pierwszeństwo opozycji i dał sobie narzucić jej narrację. A dopiero kiedy na ulicę wyległy tłumy z przerażeniem ugasił pożar. Z politycznego punktu widzenia odrzucenie projektu komitetu „Stop aborcji” to najlepszy dla PiS ruch. Przestaje wreszcie udawać i jednocześnie utrąca argumenty opozycji. Choć ta ostatnia jeszcze przez długie miesiące będzie szafowała hasłem, że nacisk przynosi efekty.

W czwartek z sejmowej mównicy z ust Jarosława Kaczyńskiego, a także premier Beaty Szydło, Polacy po raz kolejny usłyszeli, że ochrona życia jest dla PiS priorytetem. Jednak nie łudźmy się. Prawo i Sprawiedliwość samodzielnie nie złoży żadnego projektu ustawy, który będzie zaostrzał prawo. Partia rządząca będzie starała się pielęgnować kompromis z 1993 roku. Dowodem na to mogą być słowa Beaty Szydło, która mówiła o studzeniu emocji oraz szanowaniu różnych poglądów i różnych głosów. Zapowiedziała przy tym stworzenie specjalnych programów wsparcia dla rodzin i matek, które zdecydują się na urodzenie chorych dzieci, a także tych, które dziś wychowują dzieci niepełnosprawne. Programy te mają obejmować pomoc finansową, zdrowotną, psychologiczną. Mają zaś działać już od stycznia 2017 roku.

I to jest w moim przekonaniu najlepsze wyjście z obecnej sytuacji. Od tego powinna się dyskusja o aborcji zaczynać. Stworzenie realnych, a nie iluzorycznych programów pomocy dla kobiet, które noszą pod sercem niepełnosprawne dzieci, a także tych, których ciąże pochodzą z przestępstwa – może przynieść zdecydowanie lepsze efekty aniżeli twarde zaostrzanie prawa. Pisałem o tym już kilka miesięcy temu w jednym z komentarzy cytując m.in. stanowisko episkopatu Polski z kwietnia tego roku. Biskupi zaznaczając, że na poziomie moralnym w kwestii ochrony życia kompromisu być nie może, jednocześnie apelowali o uruchomienie inicjatyw zapewniających „pomoc dla rodziców dzieci chorych, niepełnosprawnych i poczętych w wyniku gwałtu".

Kilkakrotnie mówił o tym także papież Franciszek. W adhortacji „Evangelii gaudium" stwierdził, że „sam rozum wystarczy, aby uznać nienaruszalną wartość każdego ludzkiego życia” i „nie jest żadnym postępem próba rozwiązywania problemów przez eliminację życia ludzkiego". Ale podkreślił także, że jako społeczeństwo zrobiliśmy niewiele, by towarzyszyć i pomagać kobietom, którym „aborcja jawi się jako szybkie rozwiązanie ich poważnych problemów, szczególnie gdy rozwijające się w nich życie zaistniało w wyniku gwałtu lub w kontekście krańcowego ubóstwa". Rozwinął tą myśl w lipcu tego roku podczas przemówienia na Wawelu na rozpoczęcie wizyty w Polsce: „Życie musi być zawsze przyjęte i chronione – zarówno przyjęte jak i chronione – od poczęcia aż do naturalnej śmierci, i wszyscy jesteśmy powołani, aby je szanować i troszczyć się o nie. Z drugiej strony do zadań państwa, Kościoła i społeczeństwa należy towarzyszenie i konkretna pomoc wszystkim, którzy znajdują się w sytuacji poważnej trudności, aby dziecko nigdy nie było postrzegane jako ciężar, lecz jako dar, a osoby najsłabsze i najuboższe nigdy nie były pozostawiane samym sobie”.

Programom pomocy musi towarzyszyć edukacja, bo tylko ona jest w stanie zmienić mentalność. Sama zmiana prawa to w istocie - jak mawia Franciszek – zastąpienie gimnastyki kosmetyką. Konieczne jest bowiem umiejętne połączenie idei z rzeczywistością. A ta wcale prosta nie jest.

Tomasz Krzyżak