Kilka dni przed wyborami prezydenckimi w USA republikański kandydat Donald Trump wystosował specjalne przesłanie video do katolików. W niespełna minutowym nagraniu stwierdził, że Ameryka wiele katolikom zawdzięcza, a księża i świeccy mieli ogromny wkład w sukces USA. Stwierdził także, że dotychczasowa administracja była dotychczas wrogo do Kościoła i katolików nastawiona i obiecał, że za jego prezydentury się to zmieni. On sam zamierza zaś promować wartości, które wyznają chrześcijanie.

Wydaje się, że to wystąpienie zdecydowało o tym, że Trump wybory wygrał. Z sondażu exit poll telewizji CNN wynika bowiem, że na kandydata republikanów głosowało 60 proc. protestantów, 52 proc. katolików i 55 proc. przedstawicieli innych religii chrześcijańskich. Na Hillary Clinton głosowali głównie Żydzi (71 proc.), niewierzący (68 proc.) oraz przedstawiciele innych wyznań – wśród nich m.in. muzułmanie (33 proc.).

Na początku kampanii kandydatura Trumpa w środowiskach konserwatywnych nie była przyjmowana dobrze. W kontrowersyjnym miliarderze nie widziano sojusznika. Bo tak na dobrą sprawę nie wiadomo jaki był jego stosunek do aborcji, homoseksualizmu czy eutanazji. Inna rzecz, że jego styl życia odbiega od chrześcijańskich ideałów. Dość wspomnieć, że dwukrotnie się rozwodził. Mniejszych lub większych grzeszków w jego życiorysie dałoby się pewnie odnaleźć więcej.

Mimo wszystko na finiszu kampanii środowiska konserwatywne Trumpa wsparły. Być może wpływ na to miał Mike Pence – nowy wiceprezydent USA – człowiek o zdecydowanie konserwatywnych poglądach. Pence uchodzi za bardzo gorliwego protestanta i zaliczany jest do tzw. „religijnej prawicy” – bardzo konserwatywnego skrzydła partii republikańskiej. Przedstawiciele tej frakcji sprzeciwiają się małżeństwom homoseksualistów, a także aborcji.

Po drugiej stronie chrześcijanie mieli przecież do wyboru Hillary Clinton, która jawnie propaguje zarówno homoseksualizm, jak i aborcję. Wielokrotnie podkreślała np., że jest zwolenniczką zabijania dzieci nawet w ostatnich miesiącach ciąży. O eutanazji mówi, że to jedno z podstawowych praw człowieka, a pary homoseksualne winny mieć jej zdaniem takie same prawa jak heteroseksualne małżeństwa.

Wynik wyborów wskazuje wyraźnie, że Amerykanie nie chcą już dalszego skręcania w lewo, ale trzymania się wartości, na których opiera się cała cywilizacja. Obrońcy życia już zapowiadają, że będą Trumpa rozliczać z obietnic. Będą od niego wymagali, by wycofał wsparcie finansowe ze środków publicznych dla organizacji aborcyjnych – w tym m.in. dlaPlanned Parenthood. Czy Trump spełni obietnice? Trudno oczywiście odpowiedzieć, ale jak stwierdził ks. Frank Pavone z organizacji „Księża za Życiem” widać jakieś światełko w tunelu. Koncyliacyjne wystąpienie nowego prezydenta USA do katolików może być jedynie wyrafinowaną grą polityczną. Ale może być także sygnałem, że akurat w kwestiach światopoglądowych nie rzucał on słów na wiatr. I być może stąd bierze się wściekłość środowisk homoseksualnych i liberalnych, które ostro protestują przeciwko wyborowi Trumpa. Tylko patrzeć jak w USA powstanie Komitet Obrony Demokracji. W końcu jest ona poważnie zagrożona…

Tomasz Krzyżak