Głosowanie w sprawie in vitro to naprawdę ważna sprawa. Rząd chce bowiem wprowadzić w Polsce ustawy eugeniczne, które selekcjonują ludzi ze względu na stan zdrowia, a także prawo, które umożliwi homoseksualistom adopcje dzieci. I już tylko te dwie kwestie powinny sprawić, że ludzie wierzący, a także broniący zdrowego rozsądku, będą zdecydowanie przeciw takim zapisom. Katolicy zaś, warto o tym przypomnieć, w ogóle nie mają w tej sprawie wyboru. Jeśli chcą zostać w Komunii z Kościołem muszą zagłosować przeciw. Stanowisko Episkopatu jest w tej sprawie absolutnie jasne.

Posłowie PO i PSL staną więc dziś przed istotnym wyborem. Każdy z nich, w swoim sumieniu, będzie musiał zdecydować, czy chce być jeszcze katolikiem, czy nauczanie Kościoła ma dla niego znaczenie, czy też wybiera wierność partii za wszelką cenę? Jako ludzie wolni posłowie mogą wybrać – musza jednak pamiętać, że ich wybory mają konsekwencje, także w wieczności. Warto im także uświadomić, że katolik nie powinien wspierać kogoś, kto otwarcie popiera eugenikę czy adopcję dzieci przez homoseksualistów. I nie jest to kwestia pozostawiona wolności, ale jasno określona w nauczaniu Kongregacji Nauki Wiary.

Tym razem jednak posłowie mogą także pokazać, czy zachowali resztki honoru, godności i cojones. Ewa Kopacz ma już im niewiele do zaoferowania. Ogromna część z nich i tak nie wejdzie do parlamentu. Tym razem mogą więc wybierać bez szantażu, kierując się wolnością. I dlatego powinni zadać sobie pytanie: czy chcę odejść z parlamentu z resztkami honoru, jako ktoś, kto potrafił bronić najsłabszych i najbardziej niewinnych, czy też chcę odejść z niego jako ktoś, kto przyłożył się do selekcji eugenicznej i do tego, by krzywdzić dzieci powierzaniem ich parom homoseksualnym? Czy chcę zostać na lodzie jako katolik, czy też szukać roboty poza polityką jako ktoś, kto Boga i Kościół ma w głębokim poważaniu? To pytania na dziś, do posłów PO. Warto, by je sobie jasno zadali.

Tomasz P. Terlikowski