Natomiast BBC, powołując się na trzech świadków, ustaliło, że to Rosjanie sterowali wyrzutnią rakiet BUK, widzianą w okolicy katastrofy samolotu Malaysian Airlines w Donbasie. Świadkowie twierdzą, że  widzieli wyrzutnię rakiet na terytorium opanowanym przez separatystów na kilka godzin przed strąceniem boeinga. Jeden z informatorów przekonuje, że sprzęt zjechał ze specjalnej lawety w miejscowości Śnieżne, kilkanaście kilometrów od miejsca rozbicia się maszyny wykonującej lot MH17. 

Prorosyjscy separatyści zdecydowanie zaprzeczali, jakoby posiadali wyrzutnię BUK, z kolei Kreml sugerował, że samolot został trafiony przez rakietę odpaloną z ukraińskiego myśliwca. O zestrzeleniu pociskiem z wyrzutni BUK świadczą jednak odłamkowe ślady na samolocie, co wskazywałoby na użycie właśnie tego typu broni. 

Według informatora BBC, żołnierze obsługujący wyrzutnię bez wątpienia byli Rosjanami. Świadczyć miała o tym ich dyscyplina, inny strój niż sił ukraińskich czy separatystycznych, a także akcent typowy dla rodowitych Rosjan. Drugi świadek potwierdził, że kierowca wojskowego jeepa eskortującego BUK-a mówił z moskiewskim akcentem. 

Jeśli to prawda - konkluduje BBC - to Kreml musi wyjaśnić rodzinom ofiar, dlaczego rosyjscy wojskowi byli rzekomo widziani na obszarze w pobliżu katastrofy, do tego przewożąc wyrzutnię. 

W raporcie dot katastrofy malezyjskiego samolotu czytamy, że "maszyna rozpadła się na części podczas lotu. Ponadto eksperci uznali, że nie ma śladów ani dowodów, które wskazywałyby na ingerencję w zapis czarnych skrzynek. Zapis kończy się o 13.20.03".

Za wszystko więc odpowiada Rosja i Władimir Putin. Ciekawe dlaczego u nas nie powstała taka komisja śledcza, która by rzetelnie wyjaśniła przyczynę katastrofy Tupolewa w 2010 roku? Pytań zaczyna przybywać.

mod/Polskie Radio/Onet.pl