„To Pan Jezus krwawi” 32 lata temu – 12 marca 1982 r. – na Krzyżu Misyjnym stojącym na zewnątrz słupskiej świątyni Mariackiej Najświętszej Maryi Panny Królowej Różańca Świętego, ukazał się szczególny znak. Był piątek II tygodnia Wielkiego Postu, kończył się trzeci miesiąc stanu wojennego. W tym dniu rozpoczęło się trwające przez wiele lat krwawienie słupskiego Krzyża.

Przestroga

We wrześniu 1951 r. na pamiątkę Misji Świętych, przy bocznym wejściu do kościoła od strony południowej, postawiono 7-metrowy Krzyż Misyjny wykonany z drewna dębowego. Wiosną roku 1981 wymieniono poprzeczne ramię Krzyża ze względu na jego spróchnienie. W tym też czasie cały Krzyż został pomalowany farbą olejną koloru jasnego orzecha.

W pamiętny piątek 12 marca 1982 r., o jedenastej przed południem, ówczesny proboszcz ks. prał. Ryszard Król, idąc do kościoła na dyżur spowiedzi, zauważył na Krzyżu wypływającą strumieniami ciecz koloru czerwonobrunatnego. „...W pierwszej chwili pomyślałem, że to jakieś nadzwyczajne zjawisko, znak. Dotknąłem cieczy palcem i po skosztowaniu odczułem smak słodko-słony, smak krwi. Poczułem dreszcz i serce zaczęło bić mocniej – napisał później ks. Król. Udałem się do kościoła i poprosiłem z konfesjonału ks. Edwarda Matyśniaka, oświadczając mu, że na naszym krzyżu misyjnym jest jakiś dziwny znak – wypływająca ciecz. Ksiądz Edward uważnie obserwował spływającą ciecz i zdecydowanie oświadczył, że jest to znak dany nam jako przestroga...”.

W tym dniu temperatura wynosiła od 1 do + 5 C°, nie było opadów. Ciecz koloru czerwonobrunatnego, jak ludzka krew, wypływała strumieniami na pionie Krzyża na wysokości blisko pięciu metrów. Wydobywające się z Krzyża regularnie krople spływały na dół po jego gładkiej powierzchni. Ciecz spływając z Krzyża – krzepła, tworząc rozgałęzione smugi w dół. Spływała tylko po drewnie. Mimo dużej ilości cieczy, żaden ze strumieni nigdy nie dopłynął do betonowego cokołu. Tuż nad nim ciecz krzepła i wsiąkała w pion Krzyża, choć był pomalowany farbą olejną.

Cała Polska wiedziała

Od momentu ukazania się znaku, przy Krzyżu licznie gromadzili się mieszkańcy słupskiego grodu. Modlili się, śpiewali religijne pieśni, zapalali znicze i świece, składali kwiaty, całowali krzyż. Ta szczególna adoracja relikwii Krzyża trwała codziennie do godz. 21.45. O 22-giej, z chwilą wybicia godziny policyjnej, ZOMO pacyfikowało modlących się ludzi i pędziło ich ulicami w kierunku Starego Miasta.

Sensacyjna wieść o krwawieniu słupskiego Krzyża Misyjnego – mimo rygorów stanu wojennego – „lotem błyskawicy” obiegła nie tylko Pomorze, ale całą Polskę. Mimo stanu wojennego do grodu nad Słupią pielgrzymowali ludzie z różnych stron kraju. Ludzie zbliżali się do Krzyża często ze łzami w oczach. Niektórzy kosztowali wypływającą ciecz.

W znaku adorowanego Krzyża widziano nadzieję na przetrwanie zagrożenia wojny – rygoru stanu wojennego. Goście z Francji, z siostrą zakonną, którzy przywieźli „dary” dla regionu słupskiego, odwiedzili 7 kwietnia 1982 r. krwawiący Krzyż. Głęboko wzruszeni oświadczyli, że Pan Jezus przelewa Krew na Krzyżu, aby Polska była wolna. W tym samym dniu doc. dr Lewenstein w swoim gabinecie lekarskim dokonał ekspertyzy mikroskopowej. Zdjęcie było cudowne – w trzystukrotnym powiększeniu uwidocznione zostały w cieczy piękne krzyżyki w formie gwiazdy.

Przy Krzyżu modlono się w największym skupieniu i powadze. Wypływająca z Krzyża bez przerwy ciecz, wyglądająca jak ludzka krew, budziła głęboką refleksję, zdziwienie, ciekawość. Przy słupskim Krzyżu dokonało się wiele nawróceń i wewnętrznych przemian, spowiedzi po wielu latach.

Naciski komunistycznych władz

Zjawiskiem zainteresowały się władze wojewódzkie i miejskie, reporterzy radia i telewizji, dziennikarze. Wojewoda słupski Czesław Przewoźnik w piśmie z 16 marca 1982 r. pisał do ordynariusza koszalińsko-kołobrzeskiego bp. Ignacego Jeża: „uprzejmie informuję, że przy krzyżu gromadzą się coraz większe tłumy ludzi. Samorzutnie odprawiane są modły i śpiew pieśni religijnych. Może dojść do nieprzewidzianych skutków zakłócania porządku publicznego. (…) Krok, jaki trzeba uczynić, to usunąć zacieki na krzyżu. Gotów jestem zlecić tę czynność właściwej jednostce organizacyjnej w Słupsku”.

Proboszcz ks. prał. Ryszard Król, mimo presji komunistycznych władz, zdecydowanie odmówił wyrażenia zgody na zmycie cieczy z Krzyża lub przeniesienie go do świątyni. W piątek 2 kwietnia 1982 r. Krzyż Misyjny zabezpieczono zakładając ochronną osłonę z pleksiglasu.

Krwawiący słupski Krzyż, w tamtych dniach stanu wojennego, stał się dla mediów tematem numer jeden. Komunistyczne media oczywiście dezinformowały. Dziennik partyjny Komitetów Wojewódzkich PZPR w Koszalinie i Słupsku „Głos Pomorza” nr 56 z 19-21 marca 1982 r., w informacji zatytułowanej „Nauka wyjaśnia przyczyny słupskiego cudu” pisał: „chociaż część ludzi twierdzi, że krzyż krwawi i zjawisko to spowodowało, że wokół niego gromadzi się wielu ludzi, którzy spontanicznie składają kwiaty i świece oraz odprawiają praktyki religijne, to jednak badania laboratorium Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Słupsku, Zakładu Medycyny Sądowej AM w Gdańsku i Zakładu Kryminalistyki KG MO w Warszawie wykluczyły obecność elementów przypominających erytrocyty. Innymi słowy, nie stwierdzono w plamach, które wystąpiły na krzyżu, krwi. Istnieją jednak hipotezy, że zjawisko znane jest nauce pod nazwą «czerwonego płaczu dębu» lub obecności glonów i mikroorganizmów grzybni, które powoduje to niecodzienne i bulwersujące zjawisko”.

To była krew

Natomiast prawda wyglądała inaczej.

Z polecenia bp. Ignacego Jeża próbki cieczy wypływającej z Krzyża przekazano do kilku laboratoriów w kraju m.in. w Szczecinie, Jeleniej Górze i Złotowie. W każdym z nich badania potwierdziły, że ciecz przypomina ludzką krew i znajdują się w niej krwinki czerwone, tzw. erytrocyty i krwinki białe, tzw. leukocyty. Nie stwierdzono natomiast żadnych bakterii i innych zanieczyszczeń.

W „Kronice znaku na Krzyżu” ks. Król pisze, że w czerwcu 1983 r. badania cieczy pobranej z Krzyża Misyjnego w Słupsku, wykonane w Rzymie wykazały, że w tej cieczy znajduje się krew ludzka. Polecono ponownie pobrać próbkę cieczy z Krzyża. 20 czerwca 1983 r. próbki cieczy zawieziono do Poznania, które ordynariusz bp Ignacy Jeż przekazał do ponownego badania w Rzymie. W drodze do Rzymu ciecz w próbkach zupełnie zniknęła.

W Poniedziałek Wielkanocny 12 kwietnia 1982 r. bp Ignacy Jeż sprawował Mszę św. w słupskiej świątyni Mariackiej. W homilii mówił: „Krzyż Misyjny w Słupsku upomniał się o swoją cześć, dając znak zastanawiający. Obojętnie jaka to jest ciecz, ale dlaczego właśnie ta ciecz ukazała się w Wielkim Poście i to w piątek? To powinno nam dać dużo do myślenia i mobilizację do większej czci Krzyża i do pogłębienia i ożywienia naszej wiary w nas, naszych rodzinach, w całej parafii i w mieście”.

Znak dany od Boga

W Uroczystość Najdroższej Krwi Chrystusa – 1 lipca 1983 r. – cały Krzyż z przodu był bardzo zakrwawiony. Biskup Tadeusz Werno modląc się pod Krzyżem, powiedział: „Robi to wrażenia zbryzganej krwi, jakby ktoś na tym Krzyżu był ukrzyżowany i przed chwilą z tego Krzyża zdjęty”.

W lutym 1985 r., w czasie pielgrzymki kapłanów i wiernych diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, podczas audiencji u Ojca Świętego Jana Pawła II, ks. prał. Ryszard Król został przedstawiony jako proboszcz parafii w Słupsku, gdzie Krzyż Misyjny krwawi. „To Pan Jezus krwawi” – oświadczył Papież.

Z Krzyża Misyjnego w Słupsku ciecz wypływała z przerwami przez kilka lat. Wypływ cieczy czasami większy, czasami mniejszy trwał do Uroczystości Wielkiej Nocy – 30 marca 1986 r. W tym dniu wypłynęły dwie smugi białej cieczy i nieco czerwonej w środku Krzyża. W latach późniejszych ukazywały się, ale już mniejsze, smugi i krople. Ksiądz prałat Król pisał w swojej kronice, że 19 września 1992 r. ukazała się krew na Krzyżu. Po kilku dniach krew zniknęła i już więcej nie wypłynęła.

W piątek 21 marca 1995 r. w Radiu Maryja podczas audycji „Czas wzrastania”, zatytułowanej „Lekcja Krzyża słupskiego”, ks. prał. Ryszard Król mówił, że Krzyż Misyjny w Słupsku jest nie tylko symbolem miasta, ale i znakiem wiary, nadziei i miłości. Dodaje sił, odwagi i dla wielu jest źródłem łaski Miłosierdzia Bożego. Mimo upływu czasu i działania czynników atmosferycznych ślady po płynącej z Krzyża cieczy pozostały niezmyte. To, co jest Boże, co jest nadzwyczajne, to przetrwa. Dla wielu wiernych Krzyż stał się obiektem szczególnego kultu. Ksiądz Król pisał: „Ten znak na Krzyżu jest bardzo wymowny (…). Ale może jest to znak dany dla utwierdzenia naszej wiary, dla innych znak nawrócenia i opamiętania (…) Znak ten na Krzyżu nie tylko mnie, ale i wielu innym, którzy pod nim często stoją, dodaje sił i odwagi”.

W dniach od 6 do 14 grudnia 1997 r. w słupskiej świątyni Mariackiej trwały misje święte, prowadzone przez ojców redemptorystów. 10 grudnia podczas uroczystego nabożeństwa na placu przy kościele dokonano zdjęcia stojącego już 46 lat Krzyża Misyjnego, który został przekazany do renowacji w pracowni konserwatorskiej Muzeum Pomorza Środkowego powiedział: „misjonarz wraz z całą wspólnotą parafialną stawia Krzyż Misyjny na znak, że Chrystus tędy przeszedł. Tu, na waszej słupskiej ziemi, przeszedł Jezus i płakał z tego Misyjnego Krzyża”.

Po renowacji Krzyż, pomalowany na kolor czarnego hebanu, przeniesiono do kruchty słupskiego kościoła Mariackiego, gdzie nadal po dzień dzisiejszy jest adorowany przez licznych wiernych. Ale jest to tylko część krwawiącego Krzyża Misyjnego. Krzyż miał wysokość siedem metrów. Krzyż skrócono, ucięto podstawę i obecna wysokość wynosi niewiele ponad cztery metry.

Jako wotum dziękczynne za ukazanie się znaku na słupskim Krzyżu Misyjnym, na frontowej ścianie świątyni Mariackiej została poświęcona i erygowana Droga Krzyżowa w symbolach różnych krzyży świata, z odpowiednimi napisami i modlitwami.

Jerzy Walczak, Niedziela, nr 11 i 12/2014

 za: koszalin.opoka.org.pl