Władimir Putin i jego administracja przekonują obywateli Federacji Rosyjskiej, że kryzys demograficzny, który od lat nęka ten kraj, został opanowany. Te zapewnienia są jednak dalekie od prawdy, na co jasno wskazują oczywiste fakty.

Zwraca na to uwagę w artykule opublikowanym w "The Moscow Times" Ilan Berman. Dziennikarz przekonuje, że kryzys demograficzny w Rosji trwa, a nawet wzrasta: 

"Jeżeli bliżej przyjmymy się wzrostowi populacji w Rosji, łatwo zauważymy, że sprawy przedstawiają się diametralnie inaczej, niż próbuje obywatelom wmówić Kreml. Z racji na rozmaite czynniki takie jak powszechność aborcji, czy masowa emigracja Rosjan, już teraz Rosja znajduje się na skraju przepaści demograficznej. Jeżeli obecne trendy się utrzymają, może ją czekać prawdziwa katastrofa" - pisze autor..

Problemy demograficzne Rosji zdaniem Bermana wynikają z rozmaitych kwestii, z których wiele wypływa jeszcze z okresu Związku Radzieckiego. Można wymienić jednak trzy główne czynniki powodujące kryzys. 

Pierwszą kwestią jego zdaniem jest wysoka śmiertelność, jaka panuje na wschodzie: 

"Pierwszym jest bardzo wysoka śmiertelność wśród obywateli. Przez dekady zimnej wojny powstała ogromna różnica pod tym względem między ZSRR, a USA, gdzie średnia wieku obywateli była dużo wyższa. Sytuacja nieco się zmieniła wraz z nadejściem Pierestrojki, gdy zaczęto bardziej dbać o opiekę medyczną, jednak w 2005 roku znów nastąpił spadek statystyk w tym względzie, który trwa do dziś. Pod względem śmiertelności obywateli Rosja plasuje się na 122 miejscu na świecie, co jest wynikiem fatalnym jak na kraj technologicznie rozwinięty. Średnia długość życia w Rosji to niewiele poniżej 70 lat, czyli tyle samo co w Korei Północnej i nieco mniej niż na wyspie Tonga" - dodaje Berman.

Zdaniem publicysty kluczowa jest tu również dostępność aborcji:

"Kolejnym powodem, dla którego w Rosji występuje kryzys demograficzny jest masowe przyzwolenie na aborcję. To kolejny problem, któy rozwinął się jeszcze za czasów Związku Sowieckiego, jednak nie został zażegnany. Co prawda w latach dziewięćdziesiątych nastąpiły pewne zmiany, zwracano uwagę na szkodliwość aborcji dla kobiet i nieco bardziej rygorystycznie podchodzono do przyzwalania na dokonywanie "zabiegów", jednak znów wszystko zmieniło się w pierwszej dekadzie XXI wieku. W ostatnim roku przeprowadzono w tym kraju aż 930 tys. aborcji, czyli 106 na godzinę. Eksperci wskazują ponadto, że rzeczywista liczba aborcji może być jeszcze większa, bo nie wszystkie są przeprowadzane legalnie".

Te sprawy to jednak wierzchołek góry lodowej. Kolejnym problemem według Bermana jest emigracja, której skala się powiększa z roku na rok:

"Trzeci fundament demograficznej katastrofy to emigracja. Jak wynika ze statystyk w roku 2011 z Rosji wyjechało na stałe od 100 tys. do 150 tys. mieszkańców. Obecnie liczba ta jest o wiele większa. Jak zauważa Judy Twigg z Uniwersytetu w Wirginii, po aneksji Krymu w roku 2014 Rosję opuściło ponad 300 tys. ludzi, a rok później ta liczba była podobna. Widzimy więc, że w skali dekady Rosjan, którzy wyemigrowali z własnego kraju możemy liczyć w milionach" - pisze autor opracowania dotyczącego demografii.

Wyraźnie widać więc, że problem jest bardzo poważny, a co gorsza powyższe czynniki łączą się ze sobą, napędzając skalę demograficznej tragedii. Jeżeli Kreml nie zareaguje na tę sytuację, za parę lat może się okazać, że Moskwa zwyczajnie nie będzie miała kim rządzić. 

emde/themoscowtimes.com, Fronda.pl