To nie był normalny dzień. Najpierw jakiś miś, który mnie poznał próbował mnie przekonać do referendum w sprawie świeckiej szkoły. - Nie chciałby Pan, żeby prawosławni też mogli mieć swoją katechezę - pytał. A gdy wyjaśniłem mu, żem już mogą i to za publicze pieniądze, to zapytał, czy mi to nie przeszkadza. - Oczywiście, że nie - odparłem. I ruszyliśmy dalej.

I właśnie wtedy podeszła do nas kobieta. Na oko 30-letnia. - Zajmujecie chodnik. Może z niego zejdziecie, bo przeszkadzacie normalnym ludziom chodzić - oznajmiła, choć miała normalne przejście, a my szliśmy prawą stroną.. Zapytałem, jeszcze dość spokojnie, czy mamy zejść na jezdnię. Usłyszałem, że jej to nie obchodzi. Odpowiedziałem, nieco poddenerwowany, że niestety nie umiemy latać i zasugerowałem, że jeśli ona umie, to niech nad nami przeleci, usłyszałem: zamknij się, a potem spieprzaj dziadu.

I to był ten moment, gdy po raz kolejny zacząłem przeklinać system emerytalny. Bo to moje, przeszkadzające  takim "normalnym ludziom" w życiu, będą pracować na ich emerytury. I to nie jest sprawiedliwe, ani zdrowe.

Tomasz P. Terlikowski