Pozornie w tym sporze chodzi o kardynała Tarcisio Bertone i innych mianowanych przez Benedykta XVI watykańskich rozgrywających. To oni są przedmiotem ataku. Im – często nie bez racji – zarzuca się brak kompetencji, wpuszczanie papieża na eklezjalne i polityczne miny czy tolerowanie (to wersja delikatna) korupcji na styku państwa watykańskiego i Włoch. Winą sekretarza stanu, czyli „prawej ręki” papieża jest także to, że nie wywodzi się on z kościelnej dyplomacji (a tak zawsze bywało), a z Kongregacji Nauki Wiary. Jest więc raczej teologiem niż politykiem, a tego w biurokracji – nawet kościelnej – łatwo się nie wybacza.
Istotnym elementem sporu są także, co nie powinno dziwić, pieniądze. One także są mocną bronią w rękach spiskowców, których narzędziem był papieski kamerdyner. Ujawnienie dokumentów poświęcone gigantycznej korupcji w państwie watykańskim pozwala im twierdzić, że ich celem jest obrona Benedykta XVI przed złymi doradcami czy niekompetentnymi współpracownikami. I taka jest właśnie ich obecna linia obrony.
Wszystkie te tezy nie powinny przesłaniać jednak także innego wymiaru tego sporu. Otóż wiele wskazuje na to, że istotą sporu o kardynała Bertone jest w istocie spór o „oczyszczanie Kościoła”, które tak mocno realizuje Benedykt XVI, przy pomocy zresztą swojego sekretarza stanu. Od dawna nie jest tajemnicą, że są w Watykanie (a i poza nim także) grupy, którym robienie porządków jest wybitnie nie na rękę. Chodzi choćby o hierarchów, którzy przez lata bronili ks. Marciela Maciala przed odpowiedzialnością, i to nawet gdy wiadomo już było, że wykorzystywał on seksualnie nawet własne dzieci. Na mniejszą skalę wpływy tej grupy widać także w braku załatwienie czy wyjaśnienia sprawy abp. Juliusza Paetza czy w próbach jego późniejszej rehabilitacji. Im ostre zaangażowanie papieża i jego współpracowników jest wybitnie nie na rękę. I dlatego atakują oni, nie wprost samego papieża, ale Jego najbliższych współpracowników. Ich działania mają także znacząco osłabić papieski autorytet i zająć Ojca świętego innymi sprawami.
W Rzymie mówi się już także (a potwierdzają to informatorzy portalu Fronda.pl), że przynajmniej część z purpuratów (szczególnie tych o „postępowych” poglądach) nie może się już doczekać nowego konklawe. Afera VatiLeaks ma osłabić „frakcję” ortodoksyjną i konserwatywną i wzmocnić tych, którym korekta Benedykta XVI nieszczególnie odpowiada. Na szczęście – i to jest nasza prawdziwa nadzieja – wybór papieża zależy w głównej mierze od Ducha Świętego, choć – jak o tym mówił jeszcze jako kardynał Joseph Ratzinger – może się zdarzyć tak, że kardynałowie owego Ducha nie posłuchają... I dlatego trzeba dużo, bardzo dużo naszej modlitwy za Ojca świętego.