d jakiegoś czasu w zachodnich mediach społecznościowych i zwykłych zresztą też trwa wielka akcja na rzecz wprowadzenia do filmów animowanych dla dzieci bohaterów homoseksualnych. Księżniczki zamiast mężów czy narzeczonych powinny mieć partnerki, a królewicze rycerzy. Wszystko to zaś po to, by dzieci od najmłodszych lat podlegały homoseksualnej propagandzie, i by przypadkiem nie nauczyły się, że normą (tak, właśnie normą) jest związek kobiety i mężczyzny. Teraz na muszkę homo-terrorystów została wzięta wytwórnia Walta Disneya, od której domaga się nakręcenie filmu z homo-księżniczką.

A ja, wychodząc naprzeciw, postulatom homolobby mam już nawet scenariusz. I to nie tylko LG, ale także BQWERTY. Do lesbijskiej, poliamorystycznej komuny siedmiu krasnoludek, w której mieszka także adoptowany przez nie - w imię zasad równości – transgenderowy Jaś (wcześniej Małgosia, u której siostry krasnoludki odkryły w wieku lat dwóch, że jest ona chłopcem) przybywa na białym koniu królewna Zdzisia, która na ustach wybrańca składa pocałunek. I potem żyją szczęśliwie, aż do momentu, gdy Zdzisia czegoś nie złapie i nie odejdzie do nowej partnerki. Czyli raczej nie za długo żyją razem.

Dzięki temu scenariuszowi dzieci będą od najmłodszych lat zapoznać się ze wszystkimi patologiami współczesności. Jest tylko jeden problem: obawiam się, że większość normalnych rodziców nie pójdzie na taki film do kina. Tak jak nie pójdą oni do kina na film dla dzieci z gejowskimi bohaterami. Dlatego też zapewne nikt normalny takiego filmu, przynajmniej na razie, nie nakręci.

Tomasz P. Terlikowski