Taki spadek, i to nawet, gdy na wszystkich uczelniach widać efekty demografii, to dla uczelni dramat. Ale władze uczelni solidnie sobie na niego zapracowały. Zamiast bowiem jasno i zdecydowanie bronić nauczania Kościoła, przygotowywać ludzi gotowych do starcia ze światem i odważnego głoszenia Ewangelii, zajęły się obroną wykładowców, którzy bronią ludzi szkalujących papieża (ostatecznie profesor Zofia Kolbuszewska, która broniła osób wulgarnie odnoszących się do papieża Franciszka, nadal na KUL wykłada), a także współpracą z lewackimi instytucjami głoszącymi ideologię gender, która jest – według Benedykta XVI – jednym z największych zagrożeń stających obecnie przed Kościołem.

Takie zachowanie to dla młodych katolików, którzy chcą studiować w atmosferze wiary i zaangażowania, istotny sygnał, by nie wybierać KUL-u. Nie gwarantuje on bowiem solidnej formacji, a dla jego rektora ważniejsze jest, by nie narazić się „Gazecie Wyborczej” i solidnie podsypującemu uczelnię państwu, niż to, by formować młodych ludzi do walki o duszę świata. I dlatego młodzi katolicy rezygnują z tej uczelni. Jeśli rektor chce to zmienić, to zamiast rozmiękczać, ustępować, dogadywać się z reprezentantami lewackich ideologii powinien jasno pokazać, że to nauczanie Kościoła, obrona doktryny, walka o duszę świata są najważniejsze dla KUL-u. W świecie jasnych tożsamości tylko taka postawa ma sens i może kogokolwiek przyciągnąć. Gdy toczy się wojna z chrześcijaństwem uczelnie katolickie powinny w nich uczestniczyć. Na rozmywaniu tylko się traci. Oby władze KUL-u, jak najszybciej to dostrzegły, bo szkoda tej uczelni.

Tomasz P. Terlikowski