Zdjęcie, którym od kilkunastu godzin posługują się zwolennicy lewicy, by wymusić przyjęcie setek tysięcy uchodźców w krajach, które nie są tym zainteresowane, jest rzeczywiście porażające. Emocje, jakie wywołuje są niezmiernie mocne. Jako ojcu, który ma starsze i młodsze dzieci od 3-latka, trudno mi powstrzymać łzy i żal. Nigdy nie chciałbym widzieć takich zdjęć, i nie jest mi dobrze z tym, co zobaczyłem. Chciałbym, aby takie rzeczy się nie zdarzały, aby ludzie nie narażali tak straszliwie swojego życia,  by dzieci nie ginęły, i by nie trzeba było mierzyć się z dramatem uchodźców. Tyle, że to zdjęcie nie jest argumentem w dyskusji o konieczności przyjmowania uchodźców, jak to próbują przedstawiać zwolennicy szerokiego otwarcia na imigrantów, ale dowodzi raczej, że trzeba zatrzymać strumień uchodźców i zupełnie inaczej załatwić problemy w Afryce Północnej czy na Bliskim Wschodzie. A to wymaga twardej polityki, a nie przełykania łez i szantażu emocjonalnego.

I naprawdę nie trzeba być politycznym geniuszem, by dostrzec, że jeśli kolejne fale uchodźców będą przyjmowane do Europy, to skłoni to jeszcze większą liczbę potencjalnych uciekinierów do próby przedostania się na drugą stronę Morza Śródziemnego. A to będzie oznaczać, że szmuglerzy ludzi będą zarabiać jeszcze więcej, i przewozić w dramatycznych warunkach kolejne fale emigrantów. Oszustwa, porzucenia statków z imigrantami i wreszcie śmierć w straszliwych warunkach, bo przewrócił się ponton, stanie się (a w zasadzie już się stało, a będzie tylko gorzej) więc raczej normą, niż wyjątkiem. Kolejne dzieci będą ginąć, a Europa – zaszantażowana moralnie – będzie robić wiele, by w imię uczuć, współczucia, ginęło ich jeszcze więcej. A gdy ktoś wskaże, że winę za taki stan rzeczy ponosi europejska lewica i jej idiotyczna polityka imigracyjna, zostanie oskarżony o faszyzm, brak chrześcijańskiej postawy itd.

A wszystko dlatego, że Europejczycy coraz częściej zamiast myśleć kierują się irracjonalnymi emocjami. I nie są w stanie zmierzyć się z faktem, że jeśli chcemy powstrzymać takie sytuację musimy zacząć ostro bronić swoich granic. Marynarka wojenna musi zacząć bronić granic Europy, a uchodźcy powinni być deportowani do obozów dla uchodźców w Afryce Północnej, ewentualnie na Bliskim Wschodzie. I nie chodzi tylko o tych, którzy jeszcze do Europy się nie dostali, ale także o tych, którzy koczują w różnych miejscach i domagają się prawa do dojechania w wybrane przez siebie miejsca, a także o tych, którzy mają nieważne dokumenty czy dostali się do Europy nielegalnie (niezależnie od tego, kiedy to się stało) Odważne decyzje tego rodzaju skłoniłyby wielu potencjalnych uchodźców do zastanowienia się, czy rzeczywiście chcą ryzykować życie swoje i swoich dzieci, by dostać się do obozu dla uchodźców w Libii, Syrii czy Libanie.

Obrona europejskich granic to jednak nie jedyny krok, który musi być podjęty przez Europę, jeśli chce zatrzymać falę uchodźców, musi zacząć odważnie uczestniczyć w polityce międzynarodowej i militarnej i próbować przywracać pokój w krajach Bliskiego Wschodu. Prawda jest jednak taka, a ostatnie lata pokazują to doskonale, że i w tej sprawie nie należy kierować się emocjami, a rachunkiem zysków i strat. I dlatego zamiast wspierać w tamtych krajach demokrację trzeba wspierać (choć to oczywiście mało estetyczne) świeckie dyktatury, które skutecznie powstrzymywały islamistów. Teraz zaś, gdy głupota Zachodu doprowadziła do ich upadku trzeba – w miarę możliwości szybko – wspierać siły, które nawet jeśli są bardzo mało demokratyczne, to gwarantują stabilność, pokój i bezpieczeństwo chrześcijanom (bo jeśli wobec kogoś mamy zobowiązania, to właśnie wobec nich). A jeśli jest to konieczne, to trzeba owe siły wspierać militarnie, tak by w miarę szybko doprowadzić do odrodzenia wielu upadłych, albo popadających w islamizm państw.

Europa powinna także zacząć, po wielu latach lewicowego multi kulti, prowadzić przemyślaną politykę imigracyjną. A to oznacza, że przyjmujemy chrześcijan, a nie muzułmanów, i to im stwarzamy dogodne warunki rozwoju. Powód takiego postępowania jest zaś niezmiernie prosty, i wcale nie wynika tylko z obowiązku chrześcijańskiej solidarności z mordowanymi chrześcijanami, ale także z zasad zdrowego rozsądku. Otóż muzułmanie (nie wszyscy, ale znacząca mniejszość, z którą trzeba się liczyć) stwarzają zagrożenie dla stabilności naszych społeczeństw i bezpieczeństwa naszych dzieci (i nas samych). Ich brak integracji, znaczące wpływy fundamentalizmów, zamachy terrorystyczne, które przeprowadzają przedstawiciele tej religii sprawiają, że jest wysoce nieroztropne przyjmowanie ich i hodowanie sobie wrogów własnej cywilizacji za nasz socjal. I dlatego, choć mam świadomość, że terroryści to minimalna mniejszość wśród muzułmanów, uważam, że ich przyjmowanie powinno być maksymalnie ograniczone.

I jeszcze wracając do zdjęcia, od którego zacząłem. Takie dramaty, jak ten, którego byliśmy świadkami, nie będą się zdarzać, i czas to powiedzieć zupełnie otwarcie, gdy ludzie stamtąd nie będą musieli uciekać tutaj, gdy tam, u siebie, w swoich domach, będą mogli żyć w pokoju i poczuciu bezpieczeństwa. A żeby to było możliwe, to zamiast uprawiać moralny szantaż i zamiast budować demokrację, trzeba zacząć uprawiać odpowiedzialną politykę. I to nie tylko z użyciem gazet i emocji, ale przede wszystkim rozumu, środków militarnych. Bez takich działań nie tylko nie uratujemy kolejnych dzieci, ale też… zniszczymy własną cywilizację. I nawet jeśli pewne decyzje bolą, jeśli wymagają pójścia pod prąd powszechnym emocjom, to warto je podjąć, właśnie po to, by nie zginął już ani jeden więcej Aylan.

Tomasz P. Terlikowski