Donald Tusk już nawet nie udaje, że interesuje go polityka prorodzinna czy demograficzna. Nie ukrywa też w sumie, że rodziców dzieci ma w głębokim poważaniu i jest głęboko przekonany, że każdy kto ma dzieci jest sam sobie winien i powinien za to słono zapłacić, tak żeby przypadkiem nie przyszło mu do głowy, że może mieć więcej niż jedno dziecko (a najlepiej w ogóle).

 

Przesada? Niestety nie! Oto kilka dni temu nasz umiłowany przywódca sypnął groszem singlom, którzy zostali uznani za godni wejścia w program „Rodzina na swoim”. Nie jest jasne, z kim singiel tworzy rodzinę (złośliwy nie będę, więc nie będę przedstawiał swoich podejrzeń), ale mniejsza z tym. Istotne jest, że dla singli kaska się znalazła. Ale już dla rodziców dzieci przedszkolnych nie! Oni muszą radzić sobie sami. Byli frajerami, uznali, że spełnianie kaprysów jest dla nich ważne, to niech płacą. I ratują budżet, budują zieloną wyspę.

 

Przy okazji Tusk wyjaśnił, ile jego rząd zamierza wyciągnąć od topniejącej garstki frajerów, którzy chcą mieć dzieci. Równo dwa miliardy złotych (tyle musiałby zapłacić, gdyby zmienić ustawę o przedszkolach), których nie ma wolnych w budżecie... Zaskakujące! Mnie nie. Ekipa Tuska nie po raz pierwszy pokazała, gdzie ma rodziców. Najpierw zmusiła rodziców, by posyłali sześciolatki do szkół (wiadomo trzeba ratować rynek pracy), a teraz doi ich niemiłosiernie. Skutkiem zaś tej polityki będzie, ni mniej ni więcej, tylko ekonomiczna polityka jednego dziecka w Polsce. Ludzie nie są głupi i potrafią liczyć. Jeśli posłanie jednego dziecka do przedszkola państwowego kosztuje 500 złotych, to czwórki będzie już kosztować dwa tysiące. Tylko frajerzy będą się więc decydować na takie koszty.

 

I w efekcie za lat pięć, sześć zaczniemy zamykać szkoły, bo nie będą one miały kogo nauczać. A wtedy jakaś inna minister bez spodni (a może ta sama) obniży wiek szkolny do trzech lat... I prawdziwie po obywatelsku zmusi rodziców, by sami za to płacili. W ramach bezpłatnej oświaty, bowiem rząd przyjmie uchwałę, że bezpłatne są tylko przerwy. A dzięki tym ultranowoczesnym rozwiązaniom liberalni rodzice będą na starość zdychać z głodu, bo emeryturek nie  będzie.

 

Tomasz P. Terlikowski

 

PS. Informuje podejrzliwych, że moje dzieci do przedszkola nie chodzą. Mogłyby, ale uznaliśmy z żoną, że lepiej dla nich być w domu ze sobą i z rodzicami. Nie jest to zatem tekst motywowany osobiście.