W debacie publicznej od pozwów wolę dyskusję. I dlatego pozwolę sobie podyskutować z Leszkiem Jażdżewskim i jego koncepcją tego, co miałoby zastąpić katolickie postrzeganie moralności w Polsce. Na tak sformułowane przez Bogdana Rymanowskiego pytanie redaktor naczelny magazynu „Liberte” odpowiedział, że może nim być zasada Immanuela Kanta: „niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie”, albo egzystencjalizm.

I pomijając już fakt, że ten fragment Kanta odsyła nas jednak do pewnego rozumienia prawa naturalnego, to spieszę donieść, że sam Kant był luteraninem, bardzo purytańskim, a jego system etyczny potępiał nie tylko samobójstwo, ale także akty homoseksualne, jakikolwiek seks pozamałżeński (a w zasadzie poza sytuacją prokreacji) o masturbacji nie wspominając. Jego etyka to próba zlaicyzowania, uzasadnienia rozumowego dla etyki luterańskiej (w jej najbardziej purytańskim, o wiele bardziej, niż katolickie, wydaniu).

Egzystencjalizm jako źródło norm moralnych to też słaby pomysł. Bo egzystencjaliści albo są chrześcijanami (Soren Kierkegaard czy Gabriel Marcel) albo… hmmm słabo u nich z moralnością. Ojciec egzystencjalizmu niemieckiego Martin Heidegger to dość paskudny antysemita, rasista, budowniczy narodowosocjalistycznej myśli naukowej, a do tego facet, który wyparł się swojego mentora i przyjaciela Edmunda Husserla, bo ten był Żydem, a także kochanki Hannah Arendt z tego samego powodu. Wierność (a nie chodzi o małżeństwo, ale o zwykłą ludzką lojalność) to nie była jego mocna strona. Liczył się tylko on sam. Moralności w jego myśli było niewiele, a ta, która była to taka raczej dość słaba. Inny mocarz myśli egzystencjalistycznej to Jean-Paul Sartre, który dla odmiany kochał Stalina i Mao miłością szczerą i dozgonną, a jaki miał stosunek do kobiet o tym pięknie i do bólu szczerze pisze jego partnerka i żona (w otwartym małżeństwie) Simone de Beauvoir. Jest jeszcze Albert Camus, i on rzeczywiście był człowiekiem do bólu uczciwym intelektualnie, ale… systemu moralnego, który mógłby cokolwiek zastąpić po sobie nie zostawił.

Co nam zatem proponuje Leszek Jażdżewski zamiast rzekomo „skompromitowanego” katolicyzmu? Albo zlaicyzowany (ale i w takiej formie bardzo restrykcyjny moralnie) luteranizm albo… laicki, ateistyczny egzystencjalizm, który skutecznie skompromitowali jego przedstawiciele. Nie, nie przez swoje życie, bo każdemu z nas zdarza się być hipokrytą i występować przeciwko wartościom dla nas ważnym, ale przez myśl. Tak się bowiem składa, że swój entuzjazm dla nazizmu i antysemityzmu Heidegger uzasadniał filozoficznie, a uwielbienie dla Stalina i Mao Sartre także ubierał w pozy intelektualne. Mając taki wybór to ja wolę stary, sprawdzony katolicyzm, który stawia wymagania, oferuje Boże przebaczenie i miłosierdzie, a do tego zna ludzi i wie, że jest w nas zarówno zło, upadek, grzech, jak i wielkie pragnienie świętości i otwarcie na nią.

Tomasz Terlikowski/Facebook