Od jakiegoś czasu wciąż słyszę, że nie ma co bronić naszej cywilizacji, że nie jest ona wartością, która byłaby większa niż obowiązek przyjmowania uchodźców i chrześcijańskie zobowiązania do gościnności. Kłopot polega tylko na tym, że takie ujęcie sprawy jest swoistym nihilizmem, a przynajmniej minimalizmem aksjologicznym, który wartość dostrzega tylko w jednostkach, ni nie jest w stanie racjonalnie (d)ocenić wartości cywilizacji i kultury, która go ukształtowała. I chodzi nie tylko o wartość materialną, ale także – a czemu nie – duchową.

Cywilizacja chrześcijańska – a to o jej obronie, a nie o obronie cywilizacji postoświeceniowego nihilizmu mowa – jest nie tylko przestrzenią, która nas ukształtowała, uformowała (a już to jest wartością, której – zgodnie z przykazaniem czci ojca i matki – bronić należy), ale także miejscem, które Bóg wybrał (wierzę bowiem w Bożą Opatrzność także odnośnie Kościoła) do tego, by właśnie tu ukształtowała się forma chrześcijaństwa, które jest wspaniałą syntezą ducha Aten, Rzymu i Jerozolimy. Tu również, także w oporze wobec islamu, ukształtowała się wspaniałą duchowość Średniowiecza (w tym krucjat i rekonkwisty), piękno gotyku i baroku, hiszpańska mistyka, liturgia rzymska i głęboka scholastyczna i późniejsza teologia. To nie jest przypadek, ale efekt takiego, a nie innego działania Bożej Opatrzności i współdziałania z Nią ludzi.

Ale, jeśli komuś nie wystarczają argumenty duchowe, to warto przywołać takie, które są absolutnie świeckie. Otóż to właśnie nasza cywilizacja, ta zbudowana na chrześcijaństwie wydała technikę i nauki, których uczą się od nas inni. Ani islam, ani buddyzm, ani hinduizm nie były w stanie ich stworzyć, a choć zarówno buddyści jak i hinduiści potrafią sobie w niej świetnie radzić, to paradygmat naukowości pozostaje dziełem Zachodu. I już choćby z tego powodu warto go bronić, nie pozwalając na to, by nieodpowiedzialne decyzje polityków zniszczyły jego fundamenty. Cywilizacja także jest wartością, której trzeba bronić. Inna sprawa, że cywilizacja ta nie przetrwa jeśli my Europejczycy nie wrócimy do korzeni, do chrześcijaństwa i nie odzyskamy woli życia. Bez żywej wiary i bez zaufania do Boga, którego dowodem jest otwarcie na życie nie będzie Europy. I to o wiele szybciej niż się spodziewamy.

Tomasz P. Terlikowski