I nie jest to przesada. Nie ma jednej reguły neutralności czy bezstronności światopoglądowej państwa. Model, który proponuje Palikot funkcjonuje rzeczywiście we Francji czy przez wiele lat panował w Meksyku, ale w istocie w obu tych krajach nie wyrastał on z troski o bezstronność, ale z ostrego antyreligijnego czy wprost antychrześcijańskiego resentymentu tamtych państw. Rewolucyjna i postrewolucyjna Francja zbudowana jest na walce z katolicyzmem, i jej model laicyzacji również z niego wyrasta. Podobnie było w Meksyku, gdzie miejscowa masoneria zbudowała państwo, które – wbrew wierze większości mieszkańców tego państwa – miało być wrogie Kościołowi. I na podobnym pomyśle neutralności chce swoją karierę zbudować Palikot, który w wulgarny sposób próbuje przeszczepić tego rodzaju laicyzm do Polski.

 

Ale warto pamiętać, że nie jest to jedyny model rozdziału państwa i Kościoła, a nawet, że nie we wszystkich krajach europejskich taki rozdział istnieje. W Danii wciąż mamy do czynienia z Kościołem państwowym, którego pastorzy są urzędnikami, a zwierzchnikiem jest duńska królowa, podobnie jest w Anglii, a do niedawna było w Szwecji. Czy państwa te nie są demokratyczne i nowoczesne, i to nawet w palikotowym sensie tego słowa? W Niemczech, Austrii czy Włoszech miejsce i rola Kościoła również są mocno zagwarantowane (o wiele mocniej niż w Polsce), a w Austrii całkiem niedawno Trybunał Konstytucyjny uznał, że obecność krzyży w przedszkolach jest w pełni zgodny z konstytucją i nie narusza niczyich praw. Czy, według Palikota i jego wyznawców, w krajach tych rządzi kler?

 

Odpowiedź jest oczywista. Tak jak oczywiste jest, że nie ma jednego modelu demokracji (zawsze jest on dostosowany do „struktury”, natury społeczeństwa, w którym istnieje), jednego modelu republiki czy jednej konstytucji, która jest właściwa dla wszystkich. A nawet więcej, wbrew opiniom części naszych domorosłych ekspertów, nie ma nawet jednego Oświecenia, na które mamy się powoływać. Inne było bowiem Oświecenie francuskie, a inne niemieckie, jeszcze zaś inaczej „oświecali się” Amerykanie. Próba wyciągnięcia z tego jakiegoś jednego ekstraktu jest skazana na klęskę. Wmawianie zaś, że taki ekstrakt (w wersji oczywiście francuskiej) istnieje jest zwyczajny oszustwem.

 

Polska zatem, tak jak Niemcy czy Francja, ma prawo do własnego modelu modernizacji czy (w naszym przypadku przyjaznego) rozdziału państwa i Kościoła. Odmienność tego modelu wynika zaś z tego, że mamy zwyczajnie inną historię niż Francja czy Hiszpania. Polska tożsamość narodowa, w czasie, gdy nie istniało nasze państwo, a także gdy znajdowało się ono pod sowiecką niewolą, przetrwało dzięki kulturze i strukturom Kościoła, jedynym wspólnym nam językiem symbolicznym pozostaje język chrześcijaństwa, i nie ma na razie innego jego zastępnika, którym moglibyśmy się posługiwać. Świńskie ryje Palikota czy intelektualny bełkot nowej lewicy nie są w stanie zastąpić – i bardzo dobrze – symboliki i terminologii chrześcijańskiej. Jej zniszczenie oznacza w istocie zniszczenie jakiejkolwiek możliwości porozumienia i rozmowy, a także jakichkolwiek moralnych korzeni naszej Rzeczypospolitej.

 

Wyrzucenie krzyża z przestrzeni Sejmu byłoby symbolicznym początkiem zniszczenia Polski jako takiej, byłoby jasnym pokazaniem, że nie istnieją już wartości, które byłyby nam wspólne. To zaś byłby koniec rzeczy wspólnej, jaką jest dla nas Polska.

 

Tomasz P. Terlikowski