Tylko ślepiec może nie dostrzegać realizowanego przez muzułmanów planu podboju Europy. Fakty mówią już same za siebie. Gwałty, to nie tyle problem zrewoltowanych, samotnych mężczyzn, ale pokazanie Europejczykom, że nie są już u siebie, a europejskie kobiety traktowane są jak branki. Zamachy to jasne pokazanie, że w Europie już toczy się wojna, i że wygrają ją silniejsi. A lekceważenie prawnych zasad krajów zachodnich, to… jasne wskazanie, że muzułmanina obowiązuje tylko szariat i islam, który nakazuje mu walkę o to, by cały świat stał się ziemią islamu. I jeśli ktoś się spodziewa, że w najbliższym czasie będzie lepiej, to jest w głębokim błędzie. Będzie tylko gorzej. Na wiosnę kolejna fala inwazji islamskiej zaleje nasz Kontynent, a politycy i dziennikarze nadal będą udawać, że nic się nie dzieje, a gwałcone i zabijane kobiety same są sobie winne.

Najwyższa czas więc się przebudzić. Trzeba zacząć bronić Starego Kontynentu i naszych Ojczyzn. Pierwszym krokiem jest zawsze modlitwa. Papieże przeszłości wielokrotnie wzywali, by odmawiać różaniec, czy Zdrowaś Maryjo w intencji obrony przed islamem. I teraz, co do tego nikt nie powinien mieć wątpliwości, taka krucjata modlitewne w intencji obrony Europy przed inwazją jest konieczna. Modlitwą trzeba także objąć ofiary muzułmańskich ekstremistów, którzy mordują chrześcijan i to nawet tych, z którymi razem przebywają w rozmaitych ośrodkach dla uchodźców. Chrześcijanie z Bliskiego Wschodu mają prawo liczyć na naszą modlitwę.

Stara zasada Kościoła głosi jednak, że trzeba modlić się tak, jakby wszystko zależało od modlitwy, a działać tak, jakby wszystko zależało od działania. I dlatego poza modlitwą konieczne jest rówież działanie. Pierwszym jego elementem jest ewangelizacja muzułmanów. Problemem ich pochodzenie etniczne, ale… religia, którą wyznają. Nawróceni na chrześcijaństwo byli już muzułmanie wzbogacili by, i już wzbogacają nasze – nie ma co ukrywać – zamierające kultury. Tyle, że to wymaga odwagi św. Franciszka z Asyżu, który przypomnijmy, nie chciał z muzułmanami dialogować, ale ich nawracać. Teraz takie misyjne brygady są tym bardziej niezbędne. I to w centrum miast europejskich.

Prawdziwa krucjata oznacza jednak także zaangażowanie militarne. I do niego, o czym mówił nawet sam Ojciec Święty, mamy także prawo w obronie niewinnie mordowanych na Bliskim Wschodzie. Obrona niewinnych jest elementem usprawiedliwiającym zastosowanie siły w konflikcie na terenach Iraku i Syrii. Bez rozwiązania problemu Państwa Islamskiego, a nie da się tego zrobić, bez interwencji zbrojnej, trudno wyobrazić sobie stabilny pokój w tym regionie świata. A bez niego trudno sobie wyobrazić zatrzymanie strumienia najeźdźców, imigrantów ekonomicznych i prawdziwych uchodźców (bo przedstawiciele każdej z tych grup są wśród ludzi, którzy codziennie docierają do granic Europy).

Żadnego z tych elementów nie będzie jednak bez prawdziwej krucjaty wewnętrznej. Dopóki my Europejczycy, my europejscy chrześcijanie nie uświadomimy sobie, że nasza religia i nasza cywilizacja mają wartość, dopóki nie odzyskamy woli życia i związanej z nią woli walki, to nie będzie szans na wygraną. Ale to także wymaga wytrwałego głoszenia nie tyle nawet wartości, ile żywego Boga, który objawił się w Jezusie Chrystusie. On powołuje nas do walki, do codziennego nawracania się, ale i do obrony najsłabszych. Walka o duszę Europy, o jej przyszłość, o przyszłość Kościoła jest także… walką o nasze zbawienie.

Tomasz P. Terlikowski