Mimo tej całkowitej i absolutnej pewności dotyczącej wolności i niezależności mediów, a także medialnych autorytetów nie mogę nie zadać pytania, co by było gdyby generał, legenda polskich służb specjalnych został zatrzymany za czasów rządu Prawa i Sprawiedliwości. Pod tymi samymi zarzutami i przez tą samą służbę. I jakoś nie mam wątpliwości, że sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej.

 

Media oznajmiłyby, że to dowód pełzającego faszyzmu, Adam Michnik piałby z gniewu, że on się obawia otwierać drzwi o piątej rano, bo nie wie, czy to tylko mleczarz czy aż służby specjalne. „Gazeta Wyborcza” piórami swoich najwybitniejszych dziennikarzy i publicystów przekonywałaby, że CBA jest policją polityczną, która prześladuje współzałożyciela głównej opozycyjnej partii. Nie obyłoby się bez porównań z komunizmem i faszyzmem. List w obronie generała Gromosława podpisaliby najwybitniejsi intelektualiści – z Andrzejem Wajdą i Wisławą Szymborską na czele. Zaniepokojenie sytuacją w Polsce wyraziłyby zaś unijne instytucje i minister spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej.

 

Generał Gromosław szybko też stałby się wielkim narodowym bohaterem. Traktowano by go, jak ofiarę brutalnego reżimu, która niewinnie cierpi za miliony. Posypałyby się zapewnienia o jego niewinności, a jedynym odpowiedzialny za sprawę szybko stałby się Mariusz Kamiński do spółki z Jarosławem Kaczyńskim i Zbigniewem Ziobrą (wtedy jeszcze w jednej partii). Prokuratorzy i sędziowie zatem wiedzieliby, jak trzeba orzekać. I odpowiednio szybko generał w glorii chwały wychodziłby na wolność...

 

Tak by to wyglądało kilka lat temu. Ale teraz mamy wolność i antyfaszyzm, więc wygląda to zupełnie inaczej. Cóż mądrość etapu nadal króluje.

 

Tomasz P. Terlikowski