Na pierwszy rzut oka to był zły rok dla Kościoła. Wejście antychrześcijańskiej i antykatolickiej siły do parlamentu, wyraźne przesunięcie w lewo całego parlamentu; coraz mocniejsze ataki mediów na Kościół i próba wypierania wierzących katolików z polityki i życia społecznego (czego najlepszym dowodem są poszukiwania członków Opus Dei, którzy rzekomo nie mogą pełnić funkcji publicznych, bo są wierni Watykanowi, a nie Polsce), zapowiedzi likwidacji Funduszu Koscielnego i związane z tym silne eksponowanie wątków finansowych, które niewątpliwie mogą zaszkodzić Kościołowi, o wiele mocniej niż jakiekolwiek skandale obyczajowe – o wszystko trzeba zapisać na koncie strat...

 

… ale są też niewątpliwe plusy. W tym roku okazało się bowiem, że katolicy potrafią o wiele skuteczniej niż feministki czy lewacy angażować się w życie społeczne. 600 tysięcy zebranych podpisów pod projektem ustawy całkowicie zakazującej zabijania nienarodzonych, to niewątpliwy, ogromny sukces, które nie należy lekceważyć. A jak wielki jest to sukces najlepiej pokazuje porażka feministek, które zebrały 30 tysięcy (w ponad trzy miesiące) podpisów pod projektem ustawy, która miała sprawić, że będzie wolno zabić każde dziecko... Nie można też nie dostrzegać wyraźnego przebudzenia hierarchii w Polsce. Kazania arcybiskupów Józefa Michalika, Andrzeja Dzięgi czy biskupa Ignacego Deca czy Wiesława Meringa zaczęły przywracać nadzieję na silniejsze, ale i ewangeliczne, zaangażowanie społeczne i moralne Kościoła. Czas wielkiego milczącego się zakończył. Głos Kościoła zaczął być słyszany. Zaczęły się próby panowania nad wizerunkiem Kościoła, czego przykładem jest – tu niewielki kamyczek do własnego ogródka – wywiad-rzeka z arcybiskupem Michalikiem „Raport o stanie wiary w Polsce”. Działania marianów pokazują, że nadszedł także czas mocniejszej kontroli tego, co i gdzie mówią duchowni... To wszystko plusy...

 

Nie powinny one jednak usypiać. Trzeba mieć bowiem świadomość, że po kwietniu 2010 roku, gdy elity dostrzegły, jak silny jest polski katolicyzm, jak istotny jest on nadal dla społeczeństwa, nawet laicyzującego się, rozpoczął się nowy etap walki z Kościołem. Instytucje kościelne zostały wyjęte spod parasola ochronnego, rozpoczęło się gorączkowe poszukiwania skandali, którymi można by załatwić Kościół (w jednej z gazet wicenaczelny miał wydać polecenie poszukiwania homoseksualistów w Kościele, ale dość szybo zarzucono ten temat i zajęto się finansami), ośmieszanie ludzi wierzących i niszczenie autorytetu religii (Palikot z frontu walki z Kaczorami został przerzucono na front walki z religią). To wszystko się dzieje i będzie się działo także w nadchodzącym 2012 roku. Trzeba być zatem gotowym nie tyle na reaktywne odpowiadanie, ile na dynamiczną ewangelizację, która będzie próbą narzucenia własnej agendy tematycznej społeczeństwu, a także ujawni młodą, zdeterminowaną twarz Kościoła. To, że ona istnieje jest oczywiste, dla każdego, kto Kościół zna z autopsji, a nie z medialnych przekazów.

 

Ewangelizacja jest także warunkiem odzyskania, odwojowania młodzieży, którą powoli, ale systematycznie tracimy i pozyskania małżeństw, szczególnie młodych. Lekarstwem na ich odchodzenie nie powinno być ułatwianie, liberalizowanie, ale radykalizm ewangeliczny, który pokazuje, że przyjmując radykalnie wymogi Ewangelii – czy to w życiu zakonnym, kapłańskim czy świeckim – idziemy drogą radości i szczęścia, a nie napiętych pośladków i wiecznego sfrustrowania. Obrazy szczęśliwych, zrealizowanych, spełnionych, ale i posłusznych Bogu i przełożonym zakonników, matek i ojców wielodzietnych rodzin, którzy nie obawiają się dziecka, ale przyjmują każde jako dar Boży, kapłanów, którzy przychodzą do ludzi nawracać, a nie dialogować – mogą przyciągać, i dlatego trzeba ich dostarczać, także w mediach.

 

I jeśli zaangażujemy się w to głoszenie, jeśli nasze chrześcijaństwo będzie widoczne, to tak odchodzący jak i nadchodzący rok okażą się czasem wielkiego odrodzenia i przebudzenia wiary. Pomóc zaś w tym może kryzys, w czasie którego przekonamy się, co jest naprawdę wartością, a co jedynie jej namiastką. Ale jeśli tego świadectwa, ewangelizacji, odważnej apologii zabraknie – te lata mogą być początkiem laicyzacji i upadku wiary. Oby tak się nie stało.

 

Tomasz P. Terlikowski