Lewacko-antyklerykalny populizm aż tryskał ze słów premiera. Zapewnienia, że nie jego rząd i partia nie będą klękać przed księżmi nie sposób określić bowiem inaczej. Nikt bowiem nigdy nie wymagał od Tuska, by klękał przed księżmi. Proszono go tylko o to, by pamiętał, że – jak sam twierdzi jest katolikiem – a to oznacza konieczność posłuszeństwa Bogu. I właśnie tego Tusk i niemała część jego partii jasno i wyraźnie odmawia.
Przykłady można mnożyć. To głosami PO ograniczono prawo rodziców do wychowywania własnych dzieci; ich głosy przyczyniły się do odrzucenia poprawki do prawa prywatnego międzynarodowego, która stanowiła, że małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny. Tusk i jego brygada próbuje także przeprowadzić przez polski parlament ustawę o związkach partnerskich i jego partia odmawia polepszenia polskiego prawa. Każda z tych rzeczy jest kluczowa. I to nie dla księży, ale dla normalnych ludzi i dla Boga. To Bóg stworzył mężczyznę i kobietą, On stworzył małżeństwo i On powierzył rodzicom, a nie rządowi wychowanie dzieci. On także wypowiedział do ludzi przykazanie „nie zabijaj”, odnosząc je nie tylko do silniejszych, ale także do niepełnosprawnych czy z nieodpowiednim pochodzeniem.
Jeśli zatem ktoś, jak Donald Tusk, zwalcza rodzinę, małżeństwo czy nie chce walczyć o życie, to odmawia nie tyle klęknięcia przez księdzem, ale przed Bogiem. I warto, żeby o tym pamiętał, gdy następnym razem wpadnie do kościoła. Dobrze by było także, żeby i jemu i jego kolegom ktoś o tym jasno przypomniał. I nie chodzi o dziennikarzy, ale o pasterzy, którzy mają obowiązek strzec swoich owieczek. Jedną z nich jest buńczuczny i populistyczny, ale też niewiele rozumiejąc z religii Donald Tusk.