Jeśli ktoś ma w Polsce (na świecie także) prawo powiedzieć, że szanuje każde życie ludzkie i uznaje godność i fundamentalne prawa człowieka, każdej istoty ludzkiej – to jest to Kościół katolicki. To właśnie ta instytucja uznaje, że każdy człowiek od poczęcia do naturalnej śmierci ma własną godność i niezbywalne prawa, których nikt nie może mu odebrać. Należne są zaś one niezależnie od tego, w jaki sposób człowiek został poczęty, i jak Kościół ocenia metodę, jaką został powołany do istnienia.

Najlepiej widać to w przypadku gwałtu. Kościół przypomina, że dzieci poczęte w wyniku gwałtu nie mogą być zabijane, że mają prawo do życia, i że każde z nich ma własną niepowtarzalną godność. Liberałowie i lewicowcy (a także część zainfekowanych aborcjonizmem prawicowców) zaś przekonują, że w takim wypadku dziecko można zabić, bo poczęte zostało ono w obrzydliwy sposób. Z oceną moralną takiego aktu poczęcia Kościół oczywiście się zgadza, potępia gwałt i surowo ocenia gwałciciela. Tyle, że tej oceny nie rozciąga na owoc gwałtu na kobiecie i naturze jakim jest dziecko. I dokładnie tak samo jest z zapłodnienie in vitro. Kościół niezwykle surowo ocenia taką metodę poczęcia, zwraca uwagę na to, że jest ona sprzeczna z naturą, że jest niebezpieczna dla dziecka, że skutkuje tworzeniem ludzi, którzy nie mają szans się narodzić, że jest w istocie – jak gwałt – rozerwaniem jedności aktu małżeńskiego i w wielu miejscach jego zaprzeczeniem. Taka ocena w niczym nie zmienia jednak tego, że dziecko – każde a nie tylko narodzone i najlepiej zdrowe, i to też różni Kościół od zwolenników in vitro, ma swoją godność i prawo do życia, których trzeba bronić.

I znowu nie trzeba teoretyzować, a przywołać konkretną historię. Kto bronił prawa do życia i godności dziecka poczętego w procedurze in vitro, które zostało odrzucone, bo nie spełniało kryteriów zdrowotnych, i które chciano w związku  tym zabić? Tak się składa, że nie byli to lekarze z kliniki in vitro, którzy doprowadzili do jego poczęcia, ani główni polscy zwolennicy tej metody, ale właśnie Kościół i lekarze ściśle z nim związani. I właśnie to zachowanie było najlepszym dowodem na to, kto naprawdę kocha dzieci z in vitro, i kto jest gotów ich bronić. Nie są to zwolennicy in vitro, dla których dziecko jest środkiem do osiągnięcia celu, ale właśnie Kościół.

Godność przysługuje, i o tym też nie wolno zapominać, wszystkim dzieciom poczętym tą metodą. Nie tylko tym, którym dane było się urodzić, ale także tym, które przechowywane są w beczkach z ciekłym azotem (przez rodziców często określanych mianem mrozaczków czy dzieci na zimowisku). One niczym nie różnią się od tych, które – na podstawie eugenicznej selekcji zostały wybrane do narodzin. Im należy się taki sam szacunek. Pierwszym elementem zaś ich obrony jest mówienie o ich istnieniu. Ludzie mają prawo wiedzieć, że aby spełnić marzenie o jednym dziecku trzeba statystycznie poświęcić dwadzieścia innych  dzieci. One są, i trzeba o nich pamiętać. Największym sukcesem propagandystów in vitro jest właśnie to, że w dyskusji o tej metodzie zapomina się o kosztach ludzkich, o dziesiątkach tysięcy (w Polsce) i milionach dzieci w beczkach z ciekłym azotem, o przeznaczaniu ich na badania, o tych, które abortowano, by były niepełnosprawne (ile dzieci takich jak Jaś uratowany przez prof. Chazana poczętych z in vitro zostało zabitych, bo nie spełniało kryteriów zdrowotnych, nawet nie wiemy). I to dlatego, a nie by stygmatyzować rodziców, trzeba o nich mówić.

A dla rodziców – wbrew temu, co wypisuje dziś w „Gazecie Wyborczej” Adam Ziółkowski, ojciec jednego z pierwszych dzieci poczętych tą metodą – jasne nauczanie Kościoła też jest szansą. Dzięki  niemu mogą się oni skonfrontować z prawdą o tym, co zrobili i próbować odpokutować swoje winy. To dla nich niełatwe, nie mam co do tego wątpliwości, ale konieczne. Ucieczka z mszy świętej, konwersja na protestantyzm czy apostazja nie jest metodą na leczenie wyrzutów sumienia, ani na zabicie prawdy. Lepiej spróbować pojednać się z Bogiem i Kościołem. Innej drogi zwyczajnie nie ma, bo trzeba mieć świadomość, że jeśli Kościół nie będzie bronić najsłabszych, to kamienie wołać będą.

Tomasz P. Terlikowski