Postkomuniści i lewica w zasadzie przestali się już liczyć (przynajmniej na razie) w polskiej polityce. A powodem jest nie tylko (o czym pisałem już kilkakrotnie) to, że ich elektorat zgarnęła przesuwająca się w lewo i skuteczniej od postkomunistów strzegąca interesów „układu” Platforma Obywatelska, ale również fakt, że lewica – i chodzi nie tylko o polityków, ale i wyborców – nie zauważyła realnej zmiany w polskiej polityce i nie spróbowała się do niej odnieść. Jedna Magdalena Ogórek, która w trend ten próbowała się wpisać, nie zmieniła w niczym tej sytuacji.

O jaką zmianę chodzi? Otóż tym, co dzieli obecnie scenę polityczną nie jest stosunek do PRL-u, ani nawet do IV RP (czego przykładem jest fiasko straszeniem Kaczyńskim przez PO i Komorowskiego). Te podziały przestały się już liczyć, i to nie tylko wśród młodszych wyborców. Tym, co dzieli obecnie scenę polityczną jest pragnienie utrzymania dotychczasowego status quo lub chęć zmiany. PO, Bronisław Komorowski, tak jak SLD (które w wielu kwestiach deklarowało konieczność zmiany władzy) w istocie są elementami układu konserwującego status quo. Paweł Kukiz, Grzegorz Braun (a piszę to w pełni podtrzymując wiele krytycznych słów, jakie wobec niego wypowiedziałem i napisałem) i wreszcie Andrzej Duda (choć oczywiście jest to polityk partii, która od lat współtworzy polski system polityczny) są tymi, którzy dają nadzieję na zmianę. I nie chodzi tylko o zmianę pozorną, partyjną, ale o rzeczywistą rewolucję, która przeorać może Polskę.

Jej składniki są różnie doważane przez kandydatów. Ale jest kilka kwestii, które ich łączą. Pierwszą z nich jest świadomość wagi patriotyzmu. Nie ma wśród głównych antysystemowców kosmopolitów, zwolenników globalizacji czy europejskiego unionizmu. Wszyscy oni wskazują na znaczenie Polski. Cała trójka jest również – ujmując rzecz z perspektywy zachodniej – konserwatywna. Różni ich odcień czy radykalizm, ale łączy świadomość znaczenia Kościoła i tradycji katolickiej dla Polski i Polaków. I wreszcie trzecia kwestia: widzą oni wielki potencjał naszego kraju, który wciąż nie jest wykorzystany, a także boleją nad emigracją, która wypędza kolejne pokolenia z Ojczyzny i pozbawia nas szans na godne życie w swoim kraju. Aby stało się to możliwe trzeba zniszczyć układ.

Układ, który jest istotą trwania i działania drugiej strony. Tym, co łączy PO, SLD i PSL jest świadomość, że ich dalsza sytuacja, dalsze trwanie i działanie zależy od tego, czy przetrwa status quo polityczne. Ale i w drugą stronę – istnienie i trwanie układu zależy w znaczącym stopniu od tego, czy PO, PSL czy SLD będą nadal  u władzy. Stąd wściekłość i obelgi jakie lecą w kierunku Dudy czy Kukiza ze strony Adama Michnika czy Ludwika Dorna, stąd miny Andrzeja Wajdy. Oni wiedzą (przy wszystkich różnicach jakie ich dzielą), że jeśli wygra  kandydat elektoratu zmiany, to ich czas się skończy. I dlatego będą teraz bezlitośni: będą kupować, niszczyć, dezorganizować wszystko, co może zagrozić ich dominacji.

I albo uda im się wygrać albo wygra zmiana. Zmiana, która jest nadzieją dla Polski. W drugiej turze wyborów prezydenckich ta nadzieja ma twarz Andrzeja Dudy.

Tomasz P. Terlikowski