Konflikt między prokuraturą cywilną a wojskową widać już gołym okiem. Blogerzy, ale też eksperci jak generał Polko stawiają pytanie, czy cała ta sprawa nie wygląda jak teatr, inscenizacja, która ma służyć jakimś nieznanym nam celom. Odpowiedź na pytanie cui bono wcale nie jest tu oczywista, a decyzje prokuratora Przybyła nie zwalniają dziennikarzy z obowiązku zadawania pytań. Szok czy uznanie jakiejś domniemanej środowiskowej winy nie mogą oznaczać, że nie będziemy w tej sprawie stawiać problemów, choćby o dziwne zachowanie Jurka, który po strzałach zachowuje się zupełnie spokojnie i wysyła do kogoś (kogo?) sms-a. Są też pytania postawione przez samego pułkownika, które – w zależności od interpretacji wydarzeń – można traktować mniej lub bardziej poważnie, ale które wskazują na jakąś walkę buldogów pod dywanem o wpływy, pieniądze w wojsku.

 

Te pytania nie mają niczego rozstrzygać. Cieszę się, że pułkownik Przybył żyje, i że nic mu nie dolega. Mam nadzieję, że lekarze zatroszczą się o niego tak, by podobne wydarzenia się nie powtórzyły. Ale jako dziennikarz mam obowiązek stawiać pytania o to, dlaczego doszło do tego zdarzenia? Czy był to efekt nacisków na prokuratora? Jakiejś nieznanej gry, w której prokurator był pionkiem czy graczem? Tego wszystkiego zapewne się nie dowiemy – tak jak nie znamy wielu tajemnic II RP – jeśli prokurator Przybył nie zdecyduje się spisać pamiętników... I to raczej nie takich do wydania już teraz, ale wiele lat po – oby jak najpóźniejszej – śmierci.

 

Tomasz P. Terlikowski

 

Przeczytaj również:

 

Święczkowski: To, co mówił na konferencji prok. Parulski było niedopuszczalne

 

Polko: Prokurator to zawód nie dla każdego


Terlikowski: Tej próby samobójstwa nie da się zamieść pod dywan

 

Karnowski: Słowa prokuratora Przybyła to dzwonek alarmowy

 

Sumliński: Przekroczona została kolejna granica

 

Oświadczenie prokuratora Mikołaja Przybyła

 

Warzecha: To, że w samobójstwie fizycznie nikt nie pomaga, nie oznacza, że nikt do niego nie nakłaniał