Piotr Żyłka wprost stwierdza, że jego Bóg nie popiera krucjat. A Błażej Strzelczyk w emocjonalnym wpisie w „Tygodniku Powszechnym” wprost grozi mi piekłem. I choć mógłbym polemizować z oboma wpisami (choćby zarzucają Strzelczykowi, że nie przeczytał tekstu ze zrozumieniem, bowiem ja nikogo na piekło nie skazałem, a jedynie wskazałem, że pewne decyzje mogą do niego zaprowadzić, a to jednak co innego), to zamiast tego wybieram obronę krucjat, które obaj panowie zdecydowanie zaatakowali. Jeden z nich oznajmia, że jego Bóg (cóż ja wierzę w Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba, który objawił się w pełni w Jezusie Chrystusie, a nie w swojego Boga, ale mniejsza ze złośliwościami) nie chce krucjat, drugi przekonuje, że krucjaty poniosły klęskę.

A ja z całym szacunkiem dla obu panów nie mogę nie przypomnieć, że czarna legenda krucjat to jeden z owoców oświecenia i czasów późniejszych i nie widać powodów, byśmy mieli mu ulegać. Wielu świętych Kościoła wspierało krucjaty, wzywali do ich organizowania papieże, a same krucjaty były obroną chrześcijan w Ziemi Świętej i miejsc świętych. I tak się składa, że bardziej ufam w kwestiach wiary św. Bernardowi i św. Franciszkowi z Asyżu niż dwóm blogerom. Ten ostatni święty trafił do Ziemi Świętej wraz z Piątą Krucjatą i przed sułtanem wygłosił apologię krucjat. „Dlatego właśnie chrześcijanie postępują słusznie, kiedy zajmują wasze ziemie i walczą z wami, wy bowiem bezcześcicie imię Chrystusa i staracie się oddalić od religii tylu, ilu tylko możecie. Gdybyście jednak chcieli poznać i czcić Stwórcę i Odkupiciela świata, kochalibyśmy was jak siebie samych!” - mówił wówczas. Oczywiście zdarzały się błędy, ludzie ulegali grzesznej naturze, ale mieli w sobie odwagę, by walczyć o rzeczy naprawdę ważne, by oddawać za nie życie, by poświęcać się. I robili to w imię i dla Chrystusa, oddając za Niego swoje życie, walcząc zgodnie z zasadami moralnymi, które wyznaczał Kościół i broniąc najsłabszych. Część z rycerzy decydowała się na życie zakonne – w zakonach rycerskich (zatwierdzonych przez Kościół, z których część istnieje do dziś), inni tworzyli zakony kontemplacyjne, choćby Karmel. Nie ma też, co ukrywać, że tam, gdzie rozlała się łaska, tam pojawił się też grzech. Nie brakowało ludzi złych, odstępców i morderców. Tyle, że z faktu, że ktoś odrzucił zasady chrześcijańskie i zdradził ideały krucjat nie wynika, że mamy potępić same krucjaty.

Zabawnie też brzmi oskarżanie krucjat o klęskę. Tak się składa, że zatrzymały one pochód muzułmanów i stworzyły państwo, które istniało prawie dwieście lat i było - w porównaniu z ówczesnymi państwami islamskimi oazą tolerancji. Rekonkwista zaś, ożywiana tym samym duchem, zbudowała Hiszpanię, odbijając ją z rąk muzułmanów. Jeśli to są klęski, to gdzie mamy szukać sukcesów, drodzy panowie? Dodajmy też, że papieże nie tylko wspierali krucjaty, ale też obdarzali ich uczestników licznymi odpustami. One są ważne, uczestnicy krucjat zawierzając papieżom zmierzali do Pana Boga. I pohukiwania oburzonych blogerów nie może tego zmienić, bo to papieże mają władzę duchową, nie panowie Piotr i Błażej.

I na koniec – nie bardzo rozumiem oburzenie obu panów. Mówiąc o duchu krucjat nikt nie wzywa do działań wojennych (przynajmniej nie w tej chwili). Duch krucjat to duch odwagi, zaangażowania, męstwa, odrzucenia zniewieściałości, to świadomość, że cnoty rycerskie są nadal żywe, że nie należy ich odrzucać, bowiem one ukształtowały wspaniały etos moralny. Nie widać też powodu, by nie uznać, że w obliczu nadciągającego islamu nie należy wskrzesić ideałów pierwotnych dominikanów, którzy głosili w porę i nie w porę i pierwotnych franciszkanów, ale także… templariuszy czy Zakonu Maltańskiego. Tego nam dziś potrzeba, a nie ciągłego zapewniania, że my chrześcijanie jesteśmy tak samo politycznie poprawni, jak wszyscy inni. I niczym w istocie się od nich nie różnimy. Takie chrześcijaństwo nikogo nie przyciąga i nie ma smaku. Duch krucjat, tak jak rekonkwisty je ma.

Tomasz P. Terlikowski