Tym razem głos zabiera sam anonim, podpisany – jak poprzednio – „Frater in Christo”. Tekst jest powtórzeniem poprzednich argumentów, których powtarzać nie zamierzam, bo sprowadzają się one jedynie do stwierdzenia, że Kościół jest be, bo są w nim grzesznicy i hipokryci (pewno, że są, bo to dla grzeszników jest ta wspólnota). A dodatkowym elementem jest wychwalanie „Gazety Wyborczej”. Autor podkreśla, na przykład, że trudno sobie wyobrazić inną polską gazetę, która wydrukowałaby jego tekst. I z tym akurat można się zgodzić. Trudno sobie wyobrazić, by poważna gazeta wydrukowała tego typu anonimowy paszkwil. Co innego, gdyby był podpisany, ale anonimów tego rodzaju zwyczajnie się nie tylko nie drukuje, ale nawet nie czyta. Drukując to coś „Gazeta Wyborcza” najlepiej pokazała więc własny poziom moralny.

I nie przekonuje mnie, że tekst musiał być anonimowy. W Polsce nie żyjemy w świecie dyktatury religijnej, nikt nie obcina głów tym, co myślą inaczej, i nie zwalnia ich z pracy. Profesorowie Hartman czy Środa od lat żyją z krytykowania Kościoła i nic się nie dzieje. Po ulicach nie biegają w Polsce księża z karabinami na wodę święconą, a policja nie zamyka antyklerykałów. Oni wszyscy mają się świetnie. Nie widać więc powodu, by w przypadku anonima miało być inaczej. Jeśli się więc on ukrywa, to powód może być tylko jeden. Prawdopodobnie czerpie on zyski z Kościoła, pracuje w Jego strukturach, i nie chce stracić owych fruktów, więc krytykuje, ale tak, by samemu nic nie stracić. Ocena takiego postępowania może być tylko jedna: to tchórzliwa hipokryzja, która wyklucza z przestrzeni debaty.

Smutne jest tylko to, że nie brak duchownych, którzy w tej szopce – niestety w roli leninowskich„pożytecznych idiotów” chcą występować. Jednym  z nich jest ks. prof. Andrzej Szostek (ten napomniany przez prefekta Kongregacji Nauki Wiary za głoszenie poglądów niezgodnych z nauczaniem Kościoła), który zachwala list i przekonuje, że ma on mocne podstawy. A dalej oznajmia, że fakt, że jakaś siostra powiedziała, że nie zagłosuje na Bronisława Komorowskiego, bo jest on przeciwko życiu jest… „przejawem prymitywizmu, który zakradł się do dyskursu politycznego”. Aż trudno przy tym nie zadać pytania, co jest owym prymitywizmem, czy to, że ktoś nie głosuje na Komorowskiego czy może to, że mówi prawdę o jego poglądach? Prawdę zresztą, którą jasno przedstawili polscy biskupi. Dalej ksiądz przekonuje, że część z parlamentarzystów mogła głosować za złą ustawą, by… „powstrzymać zbrodnicze praktyki”. Kłopot polega na tym, że ta ustawa niczego nie powstrzymuje, nie jest przejawem kompromisu, a została napisana pod dyktando klinik in vitro. Przyznaje to zresztą, w innych tekstach, sama „Gazeta Wyborcza”, która krytykuje ją za to, że z niewiadomych powodów nie ograniczono wieku dostępu kobiet do tej procedury. Chwilę potem zaś wyjaśnia, dlaczego tak się stało. Otóż ponad 30 procent zabiegów in vitro wykonywanych jest w Polsce u kobiet powyżej pięćdziesiątego roku życia. Lobbing był więc oczywisty, bo jak można pozbawić się tak istotnego źródła przychodów. Tyle, że ksiądz profesor tego nie zauważa. Tak jak nie zauważa, że jej rozstrzygnięcia są sprzeczne z polskim prawem, które nakazuje ochronę życia od poczęcia. On wie, że sprzeciw wobec głosowania za in vitro, to dowód prymitywizmu.

Ale nie jest to wcale najmocniejsza część wypowiedzi księdza profesora. Otóż w pewnym momencie przekonuje on, że ci, którzy nie przyjmują rządowej narracji w sprawie katastrofy smoleńskiej to… wariaci. „Wielokrotne opinie fachowców krok po kroku pokazują, jak bezpodstawna jest hipoteza o zamachu. A mimo to ponad 30 procent społeczeństwa wierzy w ten zamach. Wariaci zawsze się znajdą, ale aż 30 proc.?” – mówi ksiądz profesor. A wszystko to przy okazji dyskusji nad tekstem, który w poważnej gazecie ukazać się nie powinien i okraszone wypowiedziami, które… choć zgodne z nauczaniem z Czerskiej, to ze stanowiskiem Kościoła niewiele mają wspólnego. Szkoda, że tak zasłużony wykładowca i etyk na stare lata decyduje się zostać kimś wykorzystywanym do wojny z Kościołem. Lenin takich ludzi nazywał „pożytecznymi idiotami” i niestety taką rolę w "Gazecie Wyborczej" odgrywa ks. Szostek.

Tomasz P. Terlikowski