O tym, że coś złego dzieje się z polską szkołą, świadczą choćby wyniki tegorocznych matur. Egzaminu dojrzałości z matematyki nie zdał co czwarty uczeń. Poziom wiedzy, którą uczniowie zdobywają w szkole średniej jest coraz niższy. Okrajane programy, redukowane godziny przedmiotów ogólnokształcących odbijają się na młodzieży. Widać to nie tylko na przykładzie matematyki, ale także historii, języka polskiego, czy wreszcie biologii.

Z badań Instytutu Badań Edukacyjnych wynika między innymi, że mniej niż połowa 18-latków potrafi odpowiedzieć prawidłowo na pytania dotyczące budowy i funkcjonowanie układu rozrodczego, nie wie też jak można zakazić się chorobami przenoszonymi drogą płciową.

Młodzi ludzie, 18-latkowie to przecież już uczniowie liceum, mieli zaznaczyć właściwe odpowiedzi. Sześć pytań z omawianych badań dotyczyło funkcji, jaką pełnią narządy rodne: pytano m.in. jaki narząd wytwarza komórki jajowe, a jaki plemniki, w którym narządzie dochodzi do zapłodnienia, a w którym rozwija się płód. Prawidłowej odpowiedzi na wszystkie pytania z tej grupy udzieliło 38 proc. młodych mężczyzn i 45 proc. młodych kobiet.

Badani mieli też odnieść się do stwierdzeń takich jak: kobieta może zajść w ciążę już po pierwszym stosunku (dobrą odpowiedź "prawda" wskazało 92 proc. kobiet i 85 proc. mężczyzn), po stosunku seksualnym odbywanym na stojąco nie zachodzi się w ciążę (dobrą odpowiedź "fałsz" wskazało 80 proc. kobiet i 81 proc. mężczyzn).

Inne stwierdzenia to: w wyniku stosunku przerywanego przed wytryskiem można zajść w ciążę (dobrą odpowiedzi "prawda" wskazało 51 proc. kobiet i 48 proc. mężczyzn), u większości kobiet największe prawdopodobieństwo zajścia w ciążę jest tuż po miesiączce (dobrą odpowiedź "fałsz" wskazało 41 proc. kobiet i 22 proc. mężczyzn).

34 proc. badanych kobiet i 35 proc, badanych mężczyzn za prawdziwą uznało fałszywą tezę, że stosowanie prezerwatyw wyklucza ryzyko zakażenia się chorobami przenoszonymi drogą płciową, w tym HIV/AIDS. Tylko 38 proc. kobiet i 51 proc. mężczyzn wiedziało, że przez stosunek oralny można zarazić się chorobami przenoszonymi drogą płciową.

Zdaniem edukatorów z PONTON-u wyniki te jednoznacznie wskazują na konieczność wprowadzenia edukacji seksualnej do szkół w wersji rzecz jasna proponowanej przez tę organizację. Czyli pochwała antykoncepcji, masturbacji, związków homoseksualnych.

Tymczasem wyniki badań powinny być sygnałem dla MEN-u, bo wiele z tych zagadnień to problemy poruszane choćby w ramach lekcji przyrody i to już od IV klasy szkoły podstawowej. Dziesięciolatki uczą się już więc, jak zbudowany jest układ rozrodczy i jak dochodzi do zapłodnienia. Mam nadzieję, że te same tematy, pogłębione i dostosowane do wieku uczniów, realizowane są w gimnazjach i liceach. Być może pomysł wprowadzenia przyrody zamiast oddzielnych lekcji biologii i geografii mści się teraz na uczniach, bo tematy traktowane są po łebkach. I stąd takie kwiatki.

Paradoksem bowiem jest to, że młodzi ludzie tak biegli w nowych technologiach, nie potrafią poprawnie odpowiedzieć na pytania dotyczące ich samych i funkcjonowania ich organizmu. Na żart zakrawa fakt, że młodych ludzi, którzy w mig rozpracowują skomplikowane urządzenia elektroniczne, trzeba uczyć na forum klasy zakładania prezerwatyw. Może więc zamiast wprowadzać kolejne niepotrzebne lekcje przedsiębiorczości czy innego zarządzania, warto dodać godzinę biologii z przeznaczeniem na dokładne poznawanie rozwoju człowieka, od momentu zapłodnienia, a także na naukę dziewcząt obserwacji ich ciała. Wiedza ta jest powiem fundamentalna, by młodzi ludzie mogli w przyszłości podejmować decyzje dotyczące  rodzicielstwa.

Szefowa MEN-u Joanna Kluzik-Rostkowska zapowiedziała, że do 1 września resort przygotuje stosowne zmiany w podstawie programowej przedmiotu wychowanie do życia w rodzinie (WdŻ). Warto się temu przyglądać i trzymać rękę na pulsie, bo mając na uwadze sympatię pani minister choćby do PONTONU, zmiany mogą pójść w kierunku wyznaczonym przez edukatorów. I tym samym owi edukatorzy tylnymi drzwiami, niepostrzeżenie wejdą do polskich szkół.

Oczywiście całej odpowiedzialności za sferę związaną z dojrzewaniem i seksualnością nie można zrzucać na szkołę. To rodzice powinni być pierwszymi nauczycielami i przewodnikami dla swoich dzieci na drodze ku dorosłości. Bo to nie edukatorzy seksualni, nie nauczyciele będą ponosić konsekwencje ich nierozważnych wyborów, tylko właśnie rodzice. I warto o tym pamiętać w kontekście proponowanej przez liberalne organizacje edukacji seksualnej.

 

Małgorzata Terlikowska