To, co jest oczywiste dla większości kobiet, nie jest takie dla naukowców. Postanowili oni zniechęcić młode kobiety do posiadania dzieci, dając im specjalne lalki-bobasy, którymi miały się opiekować.

 

Edukacja seksualna w formie warsztatów i pogadanek to za mało. Młode dziewczyny jak zachodziły w nieplanowane ciąże, tak zachodzą dalej, mimo wtłaczanej im do głowy wiedzy na temat antykoncepcji i zabezpieczeń wszelakich. Wymyślono więc inny sposób. Z pozoru nawet dość chytry. Trzeba dać dziewczynie bobasa, a po kilku godzinach opieki sama się zniechęci do posiadania dzieci, co przełoży się na troskę o lepsze zabezpieczenie i większe wpływy dla producentów preparatów antykoncepcyjnych. Tym samym spadnie liczba młodocianych kobiet w ciąży. „Geniusz” lepiej by chyba tego nie wymyślił.

Jak naukowcy pomyśleli, tak też zrobili. Po praz pierwszy w 2003 roku australijskie uczennice (w wieku od 13 do 15 lat) dostały na weekend do domu elektroniczne lalki, które podobnie jak prawdziwe niemowlęta płakały, spały, krzyczały z głodu. Nie można ich było odłożyć w kąt, ponieważ tak były zaprogramowane, że pozbawione uwagi i zaangażowania umierały. Trzeba więc było się nimi zajmować, nosić, przytulać, śpiewać, przewijać, karmić. Wszystko jak z najprawdziwszym dzieckiem. I ku zdumieniu naukowców dziewczynom takie zajęcie się spodobało. Zdecydowana większość z nich z przyjemnością zajmowała się lalkami, a wiele dziewczyn chętnie zostawiłoby sobie lalkę na dłużej. Oczywiście, były też takie, które w panice odliczały godziny do końca eksperymentu i z wielką ulgą pozbyły się kłopotu, ale było ich znacznie mniej, niż zakładali naukowcy. Sądzili oni bowiem, że opieka nad niemowlęciem okaże się tak wyczerpująca, że sto procent dziewcząt zakończy eksperyment z negatywnym nastawieniem do dzieci. Pomysł Australijczyków spodobał się Amerykanom i obecnie za oceanem podobny program realizuje niemal 70 procent szkól. Efekty? Zupełnie inne niż zakładano. Ciąż nastolatek nie udało się wyeliminować. I wnioski te wprawiły naukowców w stan szoku.

Jeszcze większy szok przeżyli oni, kiedy przyjrzeli się, które dziewczyny zachodzą w ciążę. Otóż okazało się, że znacznie częściej w ciążę zachodziły te nastolatki, które opiekowały się lalkami (17 proc.), niż te, które z jakiegoś powodu nie uczestniczyły w eksperymencie. I zaczęto zastanawiać się, gdzie tkwi błąd. Może dziewczyny za krótko opiekowały się lalkami i dlatego mają zniekształcony, wyidealizowany obraz macierzyństwa? A może do programu należałoby włączyć także chłopców? Jak widać, naukowcy mają zagwozdkę, co tu robić, by pokazać, jakie to macierzyństwo jest straszne, i jakie ciężary i wyrzeczenia niesie ono za sobą. Jak na razie lalka-robot od macierzyństwa nie odstrasza.

Szkoda tylko, że tak skoncentrowani na zniechęcaniu do rodzenia naukowcy nie chcą dostrzec pewnej oczywistości. Naprawdę czymś naturalnym jest, że młoda dziewczyna chce mieć dzieci i nie trzeba jej do tego specjalnie namawiać. Zresztą przygotowuje się do roli matki całe życie, choćby jako małe dziecko bawiąc się w dom, mamę, czy wożąc lalkę w zabawkowym wózku. Przykro, że naukowcy, tak bardzo przejęci walką z kobiecością, nie dostrzegają tego i próbują na siłę zaprzeczyć temu, że kobiety (także te młode), chcą mieć dzieci i chcą się nimi opiekować. Tak zafiksowanym nad feministycznymi teoriami naukowcom nawet przez myśl nie przejdzie, że zajmowanie się dziećmi, choć wiąże się ze zmęczeniem i wysiłkiem, jest po prostu przyjemne. I dla kobiet (podobnie jak dla mężczyzn) jak najbardziej naturalne.

Małgorzata Terlikowska