„Z urlopu rodzicielskiego polski ojciec nie korzysta. W pierwszym półroczu br. na prawie 234 tys. matek wzięło go zaledwie 3 tys. ojców” – wylicza „Gazeta Wyborcza”. I jest to, rzecz jasna, skandal. Bo przecież powinni korzystać, w imię równości, równouprawnienia i równych szans na rynku pracy.

Tyle że małego człowieka guzik obchodzi równość i równouprawnienie i w pierwszym roku życia chce mieć przy sobie po prostu mamę, która jako jedyna może dać dziecku swój pokarm. Proszę mnie nie przekonywać, że zawsze przecież może ściągnąć mleko i butelką poda je ojciec. Może, ale niech będą to wyjątkowe sytuacje. Na co dzień dziecko potrzebuje piersi na żądanie. Nie tylko jak jest głodne, ale też w sytuacji stresowej, kiedy jest zmęczone, kiedy potrzebuje ukoić rozwijający się układ nerwowy. I tę naturalną potrzebę niemowlęcia matka także ma potrzebę zaspokoić. Jej całe ciało, układ hormonalny w tych pierwszych miesiącach nakierowane są na dziecko i barbarzyństwem jest pozbawianie matek takiej możliwości. Ojcowie dziecka piersią nie nakarmią. A odbieranie niemowlętom najlepszego dla nich pokarmu  w imię ideologii równości uważam za pomysł bardzo chybiony. Podobno – tak przekonywał mnie pewien mądry pan – mężczyźni również mogą karmić dziecko piersią. Szkoda, że jakoś z tego nie korzystają. Jaka to byłaby pomoc. W końcu matki mogłyby się wyspać. Ironię odłóżmy jednak na bok, wróćmy do rzeczywistości.

Ze statystyk wynika, że matki chcą być ze swoimi dziećmi (dowodem choćby dane ZUS – tylko w czerwcu na urlopie rodzicielskim było 138,6 tys. matek i tylko 1,4 tys. ojców) i nie traktują tego jako karę, a jako coś naturalnego. To, że korzystają z urlopu przysługującego ojcom nie oznacza, że ci ojcowie są źli, migają się od opieki nad dzieckiem, nie potrafią zmienić pieluch, nie chcą budować właściwych relacji ze swoim dzieckiem. Jest to nie prawda, tak jak nieprawdą jest, że matka, która wraca po urlopie macierzyńskim do pracy, jest złą matką. Ojcowie naprawdę chcą towarzyszyć swoim dzieciom, ale także czują się odpowiedzialni za rodzinę również w sensie materialnym. Stąd pracują, by w spokoju mamy mogły opiekować się dziećmi.

Nie sposób nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że żyjemy w czasie kryzysu ojcostwa. Dla wielu bycie ojcem kończy się w momencie spłodzenia swojego dziecka. Niedojrzali mężczyźni krzywdzą w ten sposób i matkę, i dziecko. Tymczasem remedium na kryzys nie jest urlop rodzicielski, zwany „tacierzyńskim”. Istota problemu tkwi gdzie indziej. To kwestia mentalności, postrzegania roli ojca w życiu swojego dziecka i tego jak bardzo mocno rzutuje ona na przyszłe życie synów i córek. To ojciec bowiem jest pierwszym mężczyzną w życiu córek i ma być ich bohaterem. Bohaterem ma być też dla synów. Dlatego może warto zastanowić się, czy urlop dla ojców faktycznie musi być wykorzystany w pierwszym roku życia dziecka. Może w drugim? Trzecim?

Coraz bardziej otwarte mówienie o kryzysie ojcostwa zaczyna przynosić owoce. Coraz więcej ojców chce angażować się w życie swojego dziecka od pierwszych chwil jego życia. Ojcowie (szczególnie popołudniami i w weekendy) są obecni z dziećmi na placach zabaw. To oni lepiej sobie radzą z odprowadzeniem dzieci do przedszkola i rozłąką z adaptującym się do życia przedszkolnego dzieckiem. Jest mnóstwo rzeczy, które ojciec zrobi po prostu lepiej niż mama. Bo na tym polega rodzicielstwo, by ze sobą nie konkurować, a się wspierać i uzupełniać.

Prawo niech daje możliwość korzystania ojcom z należnych im urlopów, ale niech każda rodzina indywidulanie decyduje, co jest dla niej najlepsze: czy mama w domu, czy tata. I niech rodzice sami podejmują takie decyzje, mając na względzie dobro swojej własnej rodziny, jej potrzeby i możliwości (także finansowe). A państwo niech te decyzje szanuje, a nie ustawia życie rodzinom.

Mam wrażenie, że w całej dyskusji o urlopach rodzicielskich ucieka  sedno sprawy. Ten czas nie jest bowiem dla matki, dla ojca, ani tym bardziej dla pracodawcy. To czas dla małego człowieka. Niech jego potrzeby w tym pierwszym okresie jego życia będą priorytetem przy podejmowaniu decyzji także tych dotyczących urlopów rodzicielskich.

Małgorzata Terlikowska