Tak, szkodliwe, bo mam wrażenie, że te wszystkie przerysowane teksty piszą po prostu osoby niedojrzale, które nagle zorientowały się, że nie mają zabawki, która będzie leżała modnie ubrana i się wyłącznie uśmiechała, ale dziecko. Małego człowieka z krwi i kości, który ma swoje potrzeby, którego czasem coś boli, uwiera, jest głodne, albo mu po prostu za ciepło lub za zimno. Człowieka z całą jego fizjologią – czasem mu się uleje, czasem wycieknie mu zawartość pieluchy, czasem efektowny gil oklei matki bluzkę. No i co z tego? Czy to doprawdy jest życiowy kataklizm? Czy może to rzeczywistość, nad którą trzeba przejść do porządku dziennego. Zamiast więc użalać się nad ciężkim losem matki (aż brzmi to śmiesznie w czasach jednorazowych pieluch), trzeba zakasać rękawy i działać – wytrzeć, zmienić pieluchę, przebrać. Ot, i cała filozofia. Dlatego złoszczą mnie takie obrazki, jak te zamieszczone na jednym z portali i opatrzone tytułem: „Obsikane stopy, rzucanie się jedzeniem... Tak wygląda rzeczywistość młodych mam”. A wszystko przedstawione z perspektywy matki jedynaka.  To podobno wesołe obrazki, które ilustrują ciężką dolę matek.

Coraz bardziej drażnią mnie takie teksty, bo przynoszą więcej szkody niż pożytku. I niepotrzebnie straszą. Jak się młoda dziewczyna naogląda takich obrazków i naczyta, jakie to macierzyństwo straszne, ile wyrzeczeń ją czeka, i że ciągle pod górkę, to doprawdy nie dziwię się, że nie chce, albo boi się mieć dzieci. Bo kto by chciał w takiej sytuacji,  w końcu nikt raczej masochistą się nie rodzi.  Obraz macierzyństwa, jaki się z tego wyłania, to jedno wielkie pasmo nieszczęść, które niczym plaga egipska spada na Bogu ducha winną matkę.  I zaczyna się ona frustrować i stresować, zamiast zaakceptować, że macierzyństwo –jak życie – ma swoje blaski i cienie. O których mówić trzeba, ale w sposób racjonalny, bez popadania w jakieś paranoje. Tak, możesz być niewyspana (ale możesz też spać, bo trafi ci się dziecko, które w nocy śpi – są podobno takie). Możesz przeżywać horror na okazję plucia papką (zamiast papek – daj dziecku  jedzenie w kawałkach, a na podłogę stare gazety lub folię malarską i o ile mniej sprzątania). Możesz się wkurzać na rutynę, ciągłe karmienia. Możesz czasem mieć wszystkiego dość. Masz do tego prawo. Nikt nie obiecywał, że bycie matką to wyłącznie sielanka. To ciężka praca, ale na pewno nie ponad siły (choć zdarzają się bardzo trudne dni).

Doprawdy, daleka jestem od lukrowania rzeczywistości, bo każda z nas wie, że za dużo lukru po prosu szkodzi. W tym polukrowanym obrazie nie ma bowiem miejsca na nieprzespane noce, choroby, problemy z karmieniem, buntami, bałaganem – i podobnymi kwestiami, które są rzeczywistością młodych mam. Ale nie jest też prawdą, że to czas, w którym naszym głównym wrogiem jest nasze dziecko, a wszystko co robi, robi przeciwko nam. I to złośliwie. Złośliwie więc ulewa, właśnie wtedy, kiedy włożymy nową bluzkę (zdarza się). Złośliwie narobi do pieluchy jak już jesteśmy spóźnieni i dawno temu powinniśmy wyjść z domu (standard). Złośliwie wyciera nos o nasze ubranie, jak by nie mogło poprosić (najlepiej pełnym zdaniem) o chusteczkę do nosa. Złośliwie też (to już starsze dzieci) wysmaruje się od stóp do głów najbardziej tłustym kremem na odparzenia (zdarzyło mi się przeżyć coś takiego). Złośliwie choruje. A jak sobie spokojnie nasz aniołek leży, to obmyśla, jak by tu jeszcze i tak już uciemiężonej matce dokuczyć. Złośliwie, rzecz jasna. Zgadza się?

Z tej perspektywy to nawet rozumiem te wszystkie pytania o to, jak sobie radzą wielodzietne matki, bo skoro nie można sobie poradzić z jednym dzieckiem (bo obsikuje i rzuca jedzeniem), to co dopiero z czwórką i piątką (taka matka powinna chyba chodzić ubrana w płaszcz nieprzemakalny, a cały dom oblepić folią, żeby nic się nie pobrudziło, ani nie zniszczyło). Spieszę więc donieść, że żadna ze znajomych mi wielodzietnych matek nie paraduje po domu w kaloszach i nieprzemakalnym kombinezonie z obawy przed własnymi dziećmi. Dom żadnej z nas nie przypomina warownej twierdzy. Wręcz przeciwnie. A my same nie jesteśmy zafiskowane na tym, jakie to mamy straszne życie z naszymi dziećmi, bo po pierwsze – nie mamy, a po drugie – nie mamy czasu, żeby się nad sobą użalać. I robić z siebie męczennice. A zresztą, nawet gdyby było nam ciężko (a bywa, jesteśmy zmęczone, niewyspane), to i tak raczej współczucia nikt nam nie okaże, co najwyżej pokiwa z politowaniem głową i zapyta, „po co było rodzić tyle dzieci”.

To takie narzekanie na dolę młodych matek jest w sumie jednak śmieszne. Ponad siły to może było siedemdziesiąt czy osiemdziesiąt lat temu, kiedy wodę trzeba było nosić ze studni, palić w piecach, a ubrania i pieluchy prać w balii. Dziś mamy miliony udogodnień i ciągle jest źle. Tylko paradoksalnie, kiedy nie było luksusów, były dzieci, dziś luksusy i udogodnienia są – za to dzieci się nie rodzą.

 

Małgorzata Terlikowska

 

<<< JAK ŻYĆ BY PO PROSTU .... ŻYĆ WIECZNIE! ZOBACZ! >>>

 

<<< 10 PORAD JAK PRZEŻYĆ W DNIACH OSTATECZNYCH >>>

 

<<< CAŁA PRAWDA O BANKSTERACH! KONIECZNIE PRZECZYTAJ! >>>

 

<<< CZY WIESZ ŻE ŚMIERĆ .... NIE ISTNIEJE! >>>