Każdy, kto wychowuje dzieci, wie, że się one buntują, ż e negują postanowienia rodziców, że mają do nich pretensje o jakieś zakazy czy ograniczenia. Działanie rodziców powodowane jest ich troską. Nie patrzą na wychowywanie potomstwa przez pryzmat tu i teraz, ale patrzą na nie jako na proces długofalowy. Coś, co dziś budzi sprzeciw dziecka, po latach zostanie docenione. I wtedy po cichu takie dorosłe już dziecko przyzna rację rodzicom. W dłuższej perspektywie to się po prostu opłacało.

Bardzo podobny mechanizm działa przy okazji obrony życia i dyskusji na temat dopuszczalności aborcji. Celem projektu całkowicie chroniącego życie jest także edukacja społeczeństwa i jego wychowywanie. Bo stanowione prawo ma również wymiar edukacyjny. „Projekt obywatelski przyczynić się może do długofalowego wzrostu wrażliwości społecznej, postaw humanitarnych, wzrostu demograficznego oraz zatrzymania postępującej – także wśród lekarzy – stygmatyzacji niektórych grup ludzi” – piszą twórcy projektu obywatelskiego chroniącego życie każdego dziecka.

Zwolennicy aborcji wraz z zaostrzeniem prawa zapowiadają lawinowy wzrost aborcji w podziemiu aborcyjnym i straszą coraz bardziej wymyślnymi sposobami na domową aborcję. A co? Nie wolno nam. I jeszcze tupią nóżką jak przysłowiowy dwulatek strzelający focha, kiedy rodzice mu czegoś zabraniają.   „Dyskusje (…) w niektórych ugrupowaniach politycznych i ruchach społecznych sprawiają wrażenie, jakby wszystkie kobiety w Polsce chciały tylko zabijać. A gdy im się nie pozwoli tego robić oficjalnie, to natychmiast będą to robić wszelkimi nielegalnymi sposobami” -  pisała Wanda Półtawska. Tyle że istnienie podziemia nie jest żadnym argumentem. Zabijać nie wolno, kraść nie wolno, a i tak  znaleźć można płatnego zabójcę, że nie wspomnę o złodziejskim fachu. Ale to, że jest, był i będzie, nie znaczy, że należy pochwalać kradzież czy mordowanie ludzi. Logiczną konsekwencją tego jest obrona życia. To, że działa podziemie, nie znaczy, że państwo ma nie stać na straży bezbronnych obywateli, że ma przyzwalać na ich zabijanie i to jeszcze zgodnie z prawem.

Innym argumentem często podnoszonym i przemawiającym za tym, by ochroną życia się nie zajmować  jest choćby ten, że jak ustawa zostanie zaostrzona, to za chwilę wahadło przesunie się na dugą stronę. Od całkowitej ochrony życia do legalizacji aborcji na życzenie będzie tylko krok. Portal Onet.pl przytacza dane sondażu Ariadna, z którego wynika, że 43 proc. badanych sondażu chce złagodzenia obecnej ustawy antyaborcyjnej. Jej zaostrzenia chce jedynie 22 proc. respondentów. Z obecnego kompromisu zadowolonych jest aż 39 proc. respondentów. Niezadowolonych jest 22 proc. badanych. Tak spora akceptacja dla liberalizacji ustawy ma wynikać nie tyle z przekonań, ile z… przekory. Ma to być przekorna reakcja na głosy środowisk przekonujących do zaostrzenia ustawy – pisze portal Onet.pl

Przekorne reakcje, świadczące o liberalizacji postaw, nie tylko mają dotyczyć ustawy antyaborcyjnej, ale także antykoncepcji awaryjnej.  Z sondażu wynika, że awaryjna pigułka antykoncepcyjna "dzień po" powinna być w Polsce dostępna bez recepty dla osób w wieku powyżej 15 lat. Pozytywnie na to pytanie odpowiedziało aż 59 proc. badanych, a przeciw było tylko 27 proc. respondentów. Im więc państwo będzie wprowadzało większe obostrzenia, tym więcej osób będzie przeciwko temu protestować. Choć regulacje te wprowadzane są nie z powodu widzimisię twórców zakazów, a z powodu szeroko pojętej troski o obywateli i państwo. Państwo bowiem wprowadza zakaz aborcji nie dlatego, żeby zrobić pani Iksińskiej czy Igrekowskiej na złość, ale dlatego, że uznaje, że są takie wartości, które winny być bezwzględnie chronione, a taką jest prawo do życia od poczęcia do naturalnej śmierci.

Nie ma żadnych dowodów na to, że polepszenie przepisów aborcyjnych doprowadzi do późniejszego pełnego dostępu do zabijania dzieci. Na początku lat 90. była bardzo podobna dyskusja, bardzo podobne argumenty zostały podnoszone i okazało się, że nie dość, że nie udało się przywrócić aborcji na żądanie, to także znacznie wzrósł odsetek osób, które sprzeciwiały się aborcji i nadal utrzymuje się on wśród Polaków. Okazało się, że prawo zmienia świadomość, a Polacy wcale nie marzą o powrocie komunistycznych przepisów aborcyjnych. Dlaczego tym razem nie miałoby być tak samo.

Warto też zwrócić uwagę, że lewica wcale nie przejmuje się argumentem wahadła, tylko zmienia prawo na potęgę. I tak się składa, że później prawicy wcale nie ejst łatwo odwrócić trendy. Może warto wziąć teraz z lewicy przykład i zmieniać prawo, nie oglądając się na rzekomy argument wahadła.

 

Małgorzata Terlikowska