Koniec ze ściennymi kalendarzami z martwą naturą czy jeleniami na rykowisku. Obciachem są też te ze słodkimi zwierzątkami. Nawet wdzięki pań są już passé, choć wielbicieli kobiecego piękna nie brakuje. Teraz przyszedł czas na panów. Coraz odważniej pokazują oni swoje ciała. Wymuskane, wypielęgnowane, wystylizowane. Ale też takie zwykłe – z nadwagą, oponkami na brzuchu, bujnym owłosieniem. Tak jak nowojorscy taksówkarze. Mężczyźni poczuli się wyzwoleni. Skoro latem mogą spacerować po ulicach z nagimi torsami, to czemu te nagie torsy, a nie rzadko i pośladki, nie mogą zdobić ścian w domach czy biurach? Co prawda to dyskusyjne, ale ponoć o gustach się nie dyskutuje.

Jedni rozbierają się, by zebrać pieniądze dla chorego kolegi. Tak jak sportowcy londyńskiej drużyny rugby, którzy odważnie prezentują wyrzeźbione, umięśnione ciała w szczytnym celu. Z kolei francuski fotograf postanowił uwiecznić w kalendarzu strażaków – nie mniej umięśnionych niż sportowcy. Wszystko po to, by zasilić konto jednej ze strażackich organizacji. Czarno-białe sesje zdjęciowe, gra światłem, i efekt gotowy. Kalendarze sprzedają się na pniu.

Sukcesu modelom z boiska pozazdrościli studenci… weterynarii, którzy swoje nagie torsy (już nie tak umięśnione jak sportowców) sfotografowali w towarzystwie kotków, piesków i kur. Sprzedaż kalendarza z gołymi klatami ma zasilić fundusz założony dla pacjentów klinik weterynaryjnych uniwersytetu Cornella, których nie stać na opłacenie leczenia zwierząt. Na razie studenci kokosów się nie dorobili, ale nie tracą nadziei i na każdy kolejny rok szykują nową edycję kalendarza. Może za rok jeszcze odważniejszą? W końcu czego się nie robi dla swoich pupili.

Okazuje się, że męskie ciało to niezły towar. Kalendarze z gołymi klatami idą jak ciepłe bułeczki. Że nie wspomnę o tych, gdzie modele pozują w stroju Adama. Kupują je nie tyko samotne kobiety czekające na księcia z bajki, nastolatki szukające męskiego ideału piękna, ale przede wszystkim…  homoseksualiści. Zresztą twórcy różnej maści kalendarzy nie ukrywają swoich intencji. Tak jak autorzy publikowanego od 2012 roku „Orthodox Calendar”, który od pierwszych swoich edycji cieszy się ogromnym powodzeniem w środowiskach gejowskich i do nich jest przede wszystkim adresowany. Przedstawia nagich lub półnagich mężczyzn - członków Kościoła prawosławnego z postkomunistycznych krajów Europy Wschodniej. Na zdjęciach biorą oni prysznic albo nadzy pozują na łóżku, na przykład czytając Biblię. Kalendarz ten to nie tylko przykład złego smaku, niestosowności, ale przede wszystkim profanacji nie tylko samego powołania, ale w tym przypadku też Pisma Świętego.  Swego czasu w sklepach z pamiątkami w Watykanie czy Wenecji kupić można było „kalendarz gorących księży”. Na szczęście tym razem ubranych w sutanny, z obowiązkową koloratką pod szyją. Każdy jeden duchowny fotografowany przez włoskiego fotografa Piera Pazzego był nieziemsko przystojny, dobrze zbudowany z nienaganną fryzurą. Fotograf zresztą bardzo dokładnie wybierał swoich modeli na ulicach Watykanu. Artystyczne zdjęcia duchownych z powodzeniem mogłyby zdobić okładki pism dla kobiet, albo ściany homoseksualistów. Tylko czy to ma jakiś związek z powołaniem czy ewangelizacją? Czy raczej wszystko obliczone było na tani skandalik, którego celem było napędzenie sprzedaży kontrowersyjnego kalendarza.

Przytoczone przykłady pokazują smutną rzeczywistość. Kultura, w której żyjemy, po prostu się homoseksualizuje. To homoseksualni kreatorzy mody zrobili rewolucję w podejściu do kobiecego ciała, promując kobiety o męskiej figurze, bez piersi i bioder. To homoseksualiści opanowali zawody związane z modą – mnóstwo ich wśród projektantów, fryzjerów, stylistów, a w końcu fotografów. To homoseksualiści promują mężczyzn pozbawionych często męskości, którzy nawet z wyglądu bardziej przypominają kobiety niż facetów. To w końcu za wieloma inicjatywami związanymi z pokazywaniem męskiego ciała stoją homoseksualiści. Ci wymuskani panowie z prawdziwą męskością nie mają bowiem wiele wspólnego. Bo męskość sprowadzona do mięśni czy wymuskanego torsu to de facto dewastacja i wypaczenie męskości. Prawdziwa męskość to coś więcej niż najbardziej umięśnione ciało. Bo męskość to nie opakowanie. Męskość to przede wszystkim odpowiedzialność. Jeśli więc ktoś chce kontemplować prawdziwą męskość, to niech na ścianie powiesi kalendarz ze… świętym Józefem. Niech każdego dnia przypomina on, jak winien postępować idealny mężczyzna.

Małgorzata Terlikowska