To pewnie miał być rutynowy zabieg. W końcu ustawa dopuszcza przerwanie ciąży, jeśli zachodzi podejrzenie wad wrodzonych dziecka. Sorry, takie mamy prawo. Skazane na śmierć dziecko rodzi się żywe. Krzyczy. Aż do śmierci. Przecież i tak miało nie żyć, więc o co chodzi. Procedury zostały dochowane. Tak ma się dziać w wielu polskich szpitalach.

Nie dalej jak tydzień temu w studiu telewizyjnym rozmawiałam z pewną kobietą. Jej córka wpadła pod samochód. Do 18. urodzin zabrakło jej trzech miesięcy. Szpital dla dorosłych ją przyjął, opatrzył, i odesłał, bo de facto dorosła nie jest. „Przykro nam, takie mamy procedury”- usłyszeli rodzice. Dziewczyna z obrzękiem mózgu, w stanie krytycznym jedzie do innego szpitala – dziecięcego. Jeden odmawia przyjęcia, dopiero w kolejnym zostaje przyjęta na OIOM. Umiera po 11 dniach. Rodzice walczą o sprawiedliwość, walczą o to, by procedury nie przesłoniły tego, co w pracy lekarza jest najważniejsze. Człowieka i tego, że należy go ratować nawet wbrew urzędniczym procedurom. Zgromadzeni w studiu zacni profesorowie medycyny kiwają z niedowierzaniem głową: „Jakie procedury, kiedy tu trzeba człowieka ratować”. Słowa te dają nadzieję, że jednak w tej niedofinansowanej służbie zdrowia ktoś na pacjenta patrzy nie tylko poprzez arkusz kalkulacyjny.

Dziś te słowa o procedurach brzmią strasznie. Mamy oto żywe dziecko kontra procedury. I znów górę biorą one. Bo tak lepiej, bo tak taniej. A media milczą, bo przecież wszystko zgodnie z prawem. Zgodne z prawem dziecko zmarło, bo zgodnie z prawem ktoś zdecydował, że żyć ono nie będzie.

To milczenie mediów jest straszne. Dlaczego? Bo boją się prawdy. Boją się prawdy o tym, czym jest aborcja. Boją się prawdy o tym, co dzieje się z dzieckiem, na które ktoś wydał wyrok śmierci. Lepiej dla komfortu psychicznego tego krzyku nie słuchać. Jeszcze ktoś się wzruszy.

Za to, kiedy ktoś życia broni, to można krzyczeć i się przekrzykiwać. Można robić z tego „jedynki”, można na żywo nadawać relacje spod szpitala, pisać tonę komentarzy.  Można obrażać człowieka, można ferować wyroki, można wszystko, bo ktoś serio traktuje swoje lekarskie powołanie. Można nawet przynosić do studia telewizyjnego zdjęcia, by pokazać, jaki okrutny jest lekarz, który  szanuje ludzkie życie. Piszę o nagonce na profesora Chazana. Za chwilę miną dwa lata od czasu, kiedy Profesor chciał ratować małego „Jasia”. Dziennikarze rzucili się na lekarza niczym wygłodniały wilk na swoją ofiarę. Nie mieli żadnej litości. Zdeptać, zniszczyć – to był ten cel. I jak widać udało się, bo ideały, o które Profesor walczył, właśnie zostały pogrzebane. Wyroki sądów, a spraw było kilka, dla Profesora były pozytywne. Czy ktoś za te oszczerstwa przeprosił? Wolne żarty.

Dożyliśmy oto takich czasów, w których ktoś, kto broni życia, jest ciągany po sądach i opluwany medialnie, a ktoś, kto pozwala, by dziecko konało w męczarniach, jest w porządku, bo działa w granicach prawa. Nieludzkiego prawa. Grunt, że procedury zostały zachowane i tabelki się zgadzają. Tylko gdzie w tym wszystkim sumienie?

 

Małgorzata Terlikowska

<<< JAK ŻYĆ BY PO PROSTU .... ŻYĆ WIECZNIE! ZOBACZ! >>>

 

<<< 10 PORAD JAK PRZEŻYĆ W DNIACH OSTATECZNYCH >>>

 

<<< CAŁA PRAWDA O BANKSTERACH! KONIECZNIE PRZECZYTAJ! >>>

 

<<< CZY WIESZ ŻE ŚMIERĆ .... NIE ISTNIEJE! >>>