<<< KONIECZNIE PRZECZYTAJ NAJBARDZIEJ ORYGINALNĄ KSIĄŻKĘ TEGO ROKU, czyli SSANIE >>>

Pierwsze zdjęcie: kobieta i mężczyzna pochyleni nad wózkiem. Na twarzach błogie uśmiechy. Wyglądają na szczęśliwych rodziców. Być może to pamiątka pierwszego spaceru (pewnie każdy rodzic na takie zdjęcie). Wnętrza wózka nie widać, ale na pewno jest tam KTOŚ ważny i kochany. A i wózek niczego sobie. W sam raz do wożenia małego księcia lub małej księżniczki. Po prostu bajka, pełna szczęścia, miłości i radości z narodzin dziecka.

Kolejne zdjęcia burzę tę sielankę, bo okazuje się, że ten błogi uśmiech adresowany był nie do dziecka, tylko do… zwierzęcia. A konkretnie do psa. Tak więc kolejne zdjęcia to wariacje z psem w roli głównej. Pies w łóżku między kobietą a mężczyzną (widać tylko stopy i psie łapy pośrodku), pies na spacerze (niczym dziecko trzymane za rączki między mamą i tatą), pies w koszyku, pies przytulany do piersi. Tak jak niemowlę. Nie, jeśli myślicie, że to reklama schroniska dla zwierząt, czy karmy dla psów, to jesteście w błędzie. To reklama bezdzietności. W ten bowiem sposób pewna para postanowiła obwieścić całemu światu, że nie chce mieć dzieci. Dlatego typową „dzieciową” sesję zrobiła sobie z psem. Ponoć na przekór tym, którzy negatywnie ocenili ich wybór.

Dla jednych cała ta sesja jest wręcz przeurocza, dla innych to skandal. Nie mam nic przeciwko psom i ich właścicielom. Nie mam nic przeciwko sesjom zdjęciowym ze swoim pupilem. Niemniej traktowanie czworonoga niczym niemowlę, to jednak spore nadużycie. Pokazujące niestety dość dobrze widoczny trend wśród współczesnych młodych ludzi – łatwiej mieć psa niż dziecko. O ile takie zabawy z psem przystoją małym dziewczynkom (w piosence „Puszek Okruszek” Natalia Kukulska woziła szczenię w wózku dla lalek), o tyle w przypadku osób dorosłych muszą prowokować pytania o intencję tych osób? Czy to faktycznie jedynie zabawa i przytarcie nosa wścibskim ludziom nie podzielającym wyboru bezdzietności, czy jednak pewna ogromna potrzeba posiadania dziecka, tylko za wszelką cenę tłumiona i banalizowana?

Budzącego się instynktu macierzyńskiego trudno nie usłyszeć. Ale można próbować go zagłuszyć. Ot, choćby pieskiem. Psa można przytulać, można z nim spać, mówić do niego niczym do niemowlęcia, traktować jak dziecko (nie raz słyszałam, jak właścicielka wołała psa „chodź, chodź do mamusi”). Taka namiastka dziecka, tyle że dużo prostsza w obsłudze. Nie domaga się piersi co chwila, pozwala się wyspać, nie jest aż tak absorbująca jak dziecko, zawsze można podrzucić do hotelu dla zwierząt. W porównaniu z dzieckiem same plusy. Bo takie niemowlę nie zwinie się w kłębek i nie przeleży w kącie cały dzień, tylko domaga się nieustannej uwagi, trzeba je non stop karmić i zabawiać. Do tego płacze, ulewa i brudzi masę pieluch. I jeszcze ta paraliżująca odpowiedzialność, że to już tak będzie zawsze.

To już chyba lepszy pies na zaspokojenie instynktu macierzyńskiego. Pomerda wesoło ogonem, poszczeka z radości, położy się obok na kanapie i sobie sympatycznie pomruczy głaskany przez „mamusię” za uchem. Nie będzie brudził, bałaganił, pyskował. Nie to co dziecko. I wszyscy będą zadowoleni.

Na problem ten w zeszłym roku zwracał uwagę papież Franciszek, kiedy wypowiadał się na temat coraz mniejszej liczby rodzących się dzieci. Jednym z powodów takiej sytuacji, na który zwrócił uwagę papież ,jest fakt, że ludzie wolą przeznaczać pieniądze na zwierzęta, bo te są mniej wymagające niż dzieci. Potwierdzeniem słów Franciszka jest dostępna w Internecie sesja promująca bezdzietność. Tylko potem nie płaczcie, że nie ma dzieci, że ujemny przyrost naturalny, że nie ma kto opiekować się starymi rodzicami. To konsekwencje wyboru. Wyboru psa, zamiast dziecka.

 

Małgorzata Terlikowska