Inicjatywa ustawodawcza „Ratujmy Kobiety” jako swoje główne hasło uczyniła liberalizację prawa aborcyjnego, w myśl którego każda kobieta do 12. tygodnia ciąży mogłaby dokonać aborcji. Gdyby miała takie życzenie, musiałaby przed upływem tego czasu złożyć odpowiedni wniosek na piśmie. Aborcja miałaby być wykonana w ciągu kolejnych 72 godzin (Przerwania ciąży dokonuje lekarz w możliwie najwcześniejszym stadium, zgodnie z aktualnym stanem wiedzy medycznej, w tym również metodami farmakologicznymi – głosi art. 9 ustawy).

To nie jedyna propozycja zmian. Autorzy projektu walczą także o edukację seksualną (Treści programowe przedmiotu, o którym mowa w ust. 1, obejmują informacje na temat seksualności człowieka i praw reprodukcyjnych, ochrony przed przemocą seksualną, a także metod i środków zapobiegania ciąży, sposobów zabezpieczania się przed chorobami przenoszonymi drogą płciową, w tym HIV/ AIDS, oraz kształtowania wolnych od przemocy, partnerskich relacji w związkach i równości płci w społeczeństwie – to art. 6 ustawy). Postulują także refundację antykoncepcji. Bardzo niebezpieczne są także zapisy zezwalające lekarzowi na przeprowadzenie aborcji u nastolatki bez zgody rodziców i sądu opiekuńczego.  Oznacza to, że zdanie rodziców liczyć się już nie będzie. Sprytnie to sobie lewacy wymyślili. Najpierw wyszkolą odpowiednio dzieciaki, zaopatrzą je w środki antykoncepcyjne, a gdy te zawiodą, wskażą gabinet, w którym będzie można pozbyć się „problemu”. Rodzic nawet nie będzie musiał wiedzieć, że miał wnuka.

Autorom zliberalizowanych przepisów nie podoba się też to, że lekarze mogą ciągle jeszcze powoływać się na klauzulę sumienia. A to dla nich skandal. Bo sumienie przecież powinni zostawiać przed drzwiami gabinetu czy szpitala. A jeśli nie chcą przeprowadzać aborcji, to mogą wybrać inną specjalizację.  Dlatego proponują piętnowanie tych lekarzy, którzy w swojej praktyce odmawiać będą wykonywania procedur niezgodnych z ich sumieniem. Gdyby jednak jakiś zasłaniający się klauzulą sumienia lekarz się znalazł, szedłby na niego donos. Nazwiska „niepokornych” lekarzy (czyli tych z sumieniem) zgłaszane miałyby być do Narodowego Funduszu Zdrowia i publikowane w Biuletynie Informacji Publicznej (dla katolików to bardzo dobra informacja, bo wiadomo by było, do których drzwi pukać). Pacjenci więc zajęliby się tropieniem lekarzy sumienia i donoszeniem na nich. Co kończyłoby się zapewne zastraszeniem i wyrzuceniem z pracy. Próbkę tego obserwowaliśmy przy okazji sprawy prof. Chazana.

Na próby zniesienia czy ograniczenia klauzuli sumienia nie zgadzają się jednak organizacje lekarskie. Dziś w Polskim Radiu dr Krzysztof Bukiel zapowiedział, że gdyby miało dojść do zamachu na wolność lekarzy, ci będą protestować. Wielu z nich będzie też protestować przeciwko liberalizacji aborcji, gdyby takie prawo zostało uchwalone (na szczęście nie ma w tej chwili takiej woli politycznej). Zdaniem dr. Bukiela aborcja to nie zabieg leczniczy i nie można jej żądać od lekarza. „Jest to zabijanie człowieka w najwcześniejszym stadium rozwoju i z pewnością lekarze nigdy nie zgodzą się na przymus wykonywania aborcji” – przekonywał w Polskim Radiu. 

W bardzo podobnym tonie wypowiadał się też prof. Andrzej Kochański, genetyk kliniczny z Polskiej Akademii Nauk. Dla niego bowiem oczywiste jest, że każdy lekarz powinien bronić życia. "Lekarz nigdy nie może być katem i zabijać ludzi, to jest wartość absolutnie podstawowa" – mówił w Polskim Radiu. Genetyk jeszcze raz wyraźnie przypominał o tym, czemu próbują zaprzeczać autorzy ustawy liberalizującej aborcję. Początkiem nowego życia jest moment połączenia się dwóch gamet: męskiej i żeńskiej, a nieco później połączenie się dwóch genomów rodzicielskich w jeden genom.

Liczę na to, że tę aborcyjną machinę uda się zatrzymać, bo niesie ona za sobą jedynie śmierć. Niszczy ludzi nie tylko fizycznie (dzieci na prenatalnym etapie rozwoju), ale też psychicznie (kobiety, lekarzy, którzy zamiast przyjmować dzieci na świat, zabijają je na wniosek matek). Dlatego cieszy tak mocny sprzeciw środowiska lekarskiego wobec proponowanych przez lewicę zmian.

Małgorzata Terlikowska