Jest takie pytanie, które pada zawsze w kontekście aborcji. W każdej dyskusji, w której ścierają się argumenty za i przeciw zabijaniu dzieci. To pytanie o gwałt. Czasem zadane jest w sposób kulturalny, zazwyczaj jednak w dość wulgarny. Często łączy się z życzeniem, żeby ktoś brutalnie zgwałcił konkretnego obrońcę życia, a już najlepiej jego córki (jeśli takie posiada). Pytanie to przybiera formę moralnego szantażu. Może uda się złapać prolajfera na niekonsekwencji? Na razie się nie udało. Za to każdy z obrońców życia wzywany jest do tablicy, by tłumaczył się, dlaczego uważa, że dziecko poczęte w wyniku gwałtu ma takie samo prawo do życia jak to poczęte podczas romantycznego spotkania przy blasku świec. Ostatnio wywołany został prezydent Andrzej Duda. Modelka Anja Rubik, która sama opowiada się za opcją pro-choice – z góry lepiej wie, co zdeklarowany obrońca życia, prezydent Andrzej Duda, zrobiłby w sytuacji gwałtu na najbliższej osobie:  „Gdyby córka prezydenta została nagle zgwałcona, czy chciałby, żeby nosiła w sobie dziecko przez 9 miesięcy? Każdego ranka budziła się i przypominała sobie o tym drastycznym, tragicznym wydarzeniu? Nie sądzę – mówiła”. Pytanie o gwałt padło także w rozmowie Moniki Olejnik z innym obrońcą życia – senatorem Janem Marią Jackowskim: „Czy pan przymusiłby córkę, żeby rodziła dziecko?" – pytała dziennikarka. „Gdyby w mojej rodzinie się taki przypadek przydarzył, to ja bym cieszył się z tego, jeżeli udałoby się uratować życie” – odpowiedział senator. Nie wiem, skąd swoją pewność czerpie modelka, a także wszyscy ci, którzy lepiej wiedzą, co obrońcy życia by zrobili. Im bowiem nie mieści się w głowie, ze można szukać innych rozwiązań, które, patrząc z perspektywy czasu, korzystne są i dla matki, i dla dziecka. I choć w sytuacji gwałtu ciąża jest niewątpliwą traumą dla kobiety, to dokładanie do tego aborcji wcale problemów nie rozwiązuje. Dlatego kobieta, która w takiej tragicznej dla siebie sytuacji nie chce dziecka zabijać, winna być otoczona szczególną opieką. Świadectwa zgwałconych kobiet, które urodziły dzieci (nie zawsze je same wychowywały, często trafiały one do adopcji), świadectwa dzieci, którym pozwolono się urodzić, mimo tragicznych okoliczności poczęcia, niezbicie dowodzą, że aborcja to kolejny zadany kobiecie gwałt.

Warto w tym kontekście przytoczyć historię Rebeki Berg, zgwałconej jako osiemnastoletnia dziewczyna. Gwałciciel chciał ją zmusić do aborcji, ale ona odmówiła. Od samego początku była zdecydowana na to, by dziecko oddać. Nie wierzyła, że będzie mogła ze spokojem spojrzeć mu w twarz, że będzie w stanie dostrzec w nim własne dziecko, a nie dziecko swojego oprawcy. – Myślałam, że za każdym razem, jak się na nie spojrzę, będę widzieć gwałciciela – opowiadała kobieta. – Ale kiedy się urodził, i kiedy go zobaczyłam okazało się, że wszystkie niepokoje poszły w kąt. Zakochałam się w nim i jestem szczęśliwa, że tworzymy z nim rodzinę – podkreśla Berg. Jeśli coś kobietę ostatnio doprowadza do wściekłości, to nie jej syn, ale fakt, że historia taka jak jej, może być wykorzystywana do promowania aborcji. – Nienawidzę tego, że moja historia, historia mojego syna jest wykorzystywana do promowania zabijania innych dzieci – stwierdza ostro.

            Jeszcze mocniej niż historie matek znaczenie gestu ofiarowania życia dziecku, i to w sytuacji, gdy samemu jest się w głębokiej traumie, można uświadomić sobie, gdy spotka się z ludźmi, którzy są owocem tej wielkiej ofiary, z ludźmi, których współczesna kultura, cywilizacja skazuje na śmierć, uznając, że są oni przeszkodą dla matki i mogą być usunięci z powodu zbrodni swoich ojców. Ale ci z nich, którzy przeżyli, jasno pokazują, że nie taka jest droga kultury i cywilizacji prawdziwie ludzkiej. Patti Smith w swoim, głoszonym z pasją w różnych miejscach, a także spisanym w internecie świadectwie uświadamia i przypomina, że każde dziecko ma wartość, bo każde ostatecznie pochodzi od tego samego ojca, Ojca niebieskiego. Każde, to znaczy również to, które zostało poczęte w trakcie gwałtu. Ono nie jest temu winne, a sam akt jego istnienia jest cudem.

            Pati Smith opowiada: . – Według standardów tego świata, być może nie powinno mnie tu być. Mam 54 lata i jestem adoptowana. A kiedy odnalazłam moją biologiczną matkę, jakieś dwadzieścia lat temu, ona opowiedziała mi o tym, jak się poczęłam. Jestem dzieckiem gwałciciela, a moja mama nie mogąc wyobrazić sobie wychowania jego dziecka, oddała mnie do adopcji. On nigdy nie dowiedział się o moim istnieniu, a ona tak bardzo się tego wstydziła, że nie złożyła nawet doniesienia na policję – opowiada Smith i z uśmiechem dodaje, że świat może się na nią spoglądać jak na osobę gorszą, o kiepskim pochodzeniu i słabych genach. – Ale moja mama wiedziała, że jestem cenna w oczach Boga, i że mam nieskończoną wartość. I dlatego oddała mnie do adopcji, ofiarowała mi dwoje wspaniałych rodziców i chrześcijański dom – dodaje Smith.

             Najmocniejsze wrażenie wywołują jednak świadectwa kobiet, które uległy zmasowanej aborcyjnej propagandzie, i w szoku związanym z gwałtem uległy namowom, by zabić swoje dziecko. One, wbrew propagandzie, wcale nie są szczęśliwe, a aborcja nie tylko w niczym im nie pomogła, ale wręcz zaszkodziła. I to bardzo głęboko. Świadkiem tego choćby Irene van der Wende, która ze swoim antyaborcyjnym przesłaniem odwiedziła także Polskę.  – Stoi przed Wami kobieta, która żałuje aborcji. Kobieta, którą zgwałcono, która zaszła w ciążę, a potem zabiła swoje dziecko. To nie było, wbrew temu, co się mówi, dziecko gwałciciela, to było także moje dziecko. A aborcja w niczym mi nie pomogła. Ona była powtórnym, i o wiele głębszym gwałtem na mojej osobie – dodała. Na koniec zaś, cichszym już głosem wyznała, że ona sama żyje, ponieważ jej mama – choć też się nad tym zastanawiała – nie dokonała aborcji po gwałcie. – Ja też jestem dzieckiem poczętym w takiej sytuacji – mówiła. – Ci, którzy uważają, że dziecko będące owocem gwałtu nie ma prawa do życia, mówią do mnie, że nie miałam prawa się urodzić, że powinno nie powinno mnie tu być.

            Na takie historie zwolennicy aborcji zazwyczaj wzruszają ramionami. Dla nich to nic nieznaczące jednostkowe przypadki. Tyle że na rzecz tych przypadków przemawia tstatystyka. Amerykański Elliot Institute przebadał 192 zgwałcone kobiety, które zaszły w ciążę. 69 procent z nich zdecydowało się urodzić dziecko, 29 procent dokonało aborcji, a 1,5 procent poroniło dziecko naturalnie. Ich odpowiedzi kreślą jasny obraz. Aborcja dla zgwałconej kobiety jest wygodna dla jej otoczenia, ale nie jest dobra dla niej samej. 80 procent z kobiet, które dokonały aborcji po gwałcie lub aktach kazirodztwa, uznaje, że było to złe rozwiązanie. Większość z nich podkreśla, że w niczym nie pomogło to w walce z traumą, a nawet zdecydowanie ją wzmocniło. Prawie połowa z kobiet, które zdecydowały się na zabicie swojego dziecka, podkreśla, że zrobiła to ze względu na presję otoczenia, bliskich i pracowników medycznych. Gdy aborcja dotyczyła nieletnich, to nie dziewczynki, ale ich rodzice i opiekunowie domagali się zabicia dziecka. I wreszcie najmocniejsza dana. Nie ma – wśród kobiet, które urodziły swoje dzieci – ani jednej, która żałowałaby tej decyzji. Nie ma też – o czym przypominają autorzy badań przeprowadzonych przez Elliot Institute – żadnych poważnych badań, które wykazywałyby, że aborcja przynosi jakiekolwiek psychiczne korzyści zgwałconym kobietom, które w wyniku tego przestępstwa zaszły w ciążę. Brak dowodów na to, by szybciej wychodziły one z traumy po gwałcie lub by łatwiej sobie z nią radziły.

            Zamiast więc postulować karę śmierci dla dziecka (tym de facto jest aborcja), może czas zacząć na poważnie walczyć z gwałcicielami. Skoro kobieta po gwałcicie dożywotnio cierpi, niech gwałciciel siedzi dożywotnio w więzieniu i wykonuje najcięższe prace. Kara ma mieć nie tylko wymiar resocjalizujący, ale też odstraszający. Może jednego, czy dwóch dla przykładu poddać karze śmierci? Żeby było sprawiedliwie. Dlaczego tylko niewinne dziecko  ma płacić najsurowszą karę?

Małgorzata Terlikowska