Stacja TVN postanowiła zawalczyć z samotnością singli, wziąć sprawy w swoje ręce i zabawić się w swatkę. W tym celu wystosowała do odważnych samotnych stosowne ogłoszenie. „Jeśli marzycie o odnalezieniu miłości w swoim życiu, ten program jest dla Was. Jeśli czujesz, że już nadszedł czas, by stworzyć związek i jesteś w wieku 25-45 lat, zgłoś się do innowacyjnego i intrygującego programu” – zachęcali jego twórcy. Cóż, czas ucieka, kandydata na widoku brak, może więc telewizja pomoże tę miłość odnaleźć.

Randka w ciemno jest już dawno passe, rolnik też już znalazł żonę. Jako że matrymonialne show oglądalność mają sporą, reklamodawcy je lubią i pieniędzy na reklamy nie szczędzą, trzeba było wymyślić coś nowego. I TVN wymyślił. A w zasadzie sięgnął po duński format. Nie ma w nim romantycznej miłości, zakochania, randek, poznawania się, długich rozmów o życiu do bladego świtu. Tego wszystkiego, co stanowi istotę narzeczeństwa. Są za to eksperci - antropolog, seksuolog i psycholog – którzy analizując m.in. predyspozycje psychologiczne, wzrost, zapach, wskażą, ich zdaniem, optymalnego kandydata dla szukającego miłości życia singla. Skojarzona w ten sposób para spotka się… Nie, nie, bynajmniej nie na pierwszej randce, nie na bezludnej wyspie, a w Urzędzie Stanu Cywilnego. W końcu nie bez powodu program nosi tytuł: „Ślub od pierwszego wejrzenia”.

To jeszcze nie koniec tego szaleństwa. Bo oczywiście może się zdarzyć, że ktoś powie „nie” wskazanemu przez ekspertowa kandydatowi. Trudno, odpada z programu, nie bawi się dalej. Jako że świat do odważnych należy (i raczej niezbyt mądrych), a bez ryzyka nie ma fanu, więc ahoj przygodo. Żeby skusić parę na ślub od pierwszego wejrzenia, produkcja show gwarantuje pokrycie kosztów wesela i podróży poślubnej. Propozycja nader kusząca, bo sporo pieniędzy można w ten sposób zaoszczędzić. Może to jakaś propozycja dla skąpców.

O ile jednak randka, szczególnie taka w ciemno, do niczego nie zobowiązuje, o tyle małżeństwo, nawet takie od pierwszego wejrzenia, to wiążąca obie strony deklaracja, pociągająca ze sobą określone zobowiązania i konsekwencje. To decyzja, która niekoniecznie powinna być podejmowana w świetle kamer. A już na pewno nie w ciemno. Dziś już nikt nie kupuje nawet kota w worku, a co dopiero mówić o drugiej osobie, która jednak ma uczucia i emocje. To nie handel niewolnikami, gdzie oceniało się wzrost czy tężyznę fizyczną. Ten etap historii na szczęście mamy już za sobą.  Wybór męża czy żony to na tyle poważna decyzja, by kierować się czymś więcej niż wzrostem czy zapachem. Chyba że ktoś do małżeństwa ma stosunek dość lekceważący. A jak widać, przynajmniej taki mają twórcy show.

Zdaję sobie sprawę, że człowiek dla kasy jest w stanie zrobić wszystko, niemniej jednak są jakieś granice. „Małżeństwo od pierwszego wejrzenia” to nawet nie skok na głęboką wodę, nawet nie na bungee, to totalne szaleństwo, albo raczej skok na główkę, który wpisany ma w siebie katastrofę. Trudno bowiem podejmować tak ważną życiową decyzję w ciemno, nie wiedząc nic ani o samym „kandydacie” na małżonka, ani o jego rodzinie, środowisku, z którego pochodzi. To zabawa emocjami samotnych ludzi, żerowanie na ich nieszczęściu. Gdyby byli w swoim singielstwie szczęśliwi, raczej nie porywaliby się na takie show.

Na razie TVN nie ujawnia, ile par w polskiej edycji owego show stanie przed urzędnikiem stanu cywilnego i będzie przyrzekało, że uczyni wszystko, by jego małżeństwo było „zgodne, szczęśliwe i trwale”. Takie będzie zapewne dopóki nie opadną emocje i nie pogasną światła TVN-owskich kamer. Doświadczenie Amerykanów, którzy zrealizowali trzy edycje tego show, pokazują, że „ślub od pierwszego wejrzenia” to totalna katastrofa, przynosząca więcej złego niż dobrego, przede wszystkim w ten sposób skojarzonym małżonkom. Z pierwszej amerykańskiej edycji przetrwały tylko dwa małżeństwa, z drugiej i trzeciej rozwiodły się wszystkie. Niestety, produkcja show nie ujawnia, czy również bierze na siebie koszty ewentualnych rozwodów, które  - jak pokazuje przykład amerykański – raczej są nieuniknione. Od ślubu od pierwszego wejrzenia do rozwodu jest już tylko malutki krok. Czy eksperci od swatania przygotują ich na porażkę i klęskę medialnego małżeństwa?

 

Małgorzata Terlikowska