I zrobiła się afera na całą Polskę. Proboszczowie mają bowiem sprawdzać, czy w szpitalach, które noszą katolickie nazwy, wykonywane są aborcje. Podobno – jak pisze organ prasowy Adama Michnika – w Krośnie kler miał zagrozić, że jeśli ciąże będą usuwane w placówce noszącej imię Jana Pawła II, to wówczas należałoby się zastanowić nad odebraniem szpitalowi tejże nazwy. Taką wiedzą podzielił się z „Gazetą Wyborczą” anonimowy lekarz z tej właśnie placówki. Bać się mają (jeśli oczywiście mają czego) dyrektorzy także innych placówek noszących katolickie nazwy. Bo proboszczowie będą ich zastraszać, a przynajmniej wypisywać listy, tak jak w Limanowej. Tam miejscowy proboszcz w oficjalnym liście zwrócił się do dyrektora miejscowego szpitala z tym właśnie pytaniem. Dyrekcja proboszczowi odpowiedziała. I wybuchł skandal, że lekarz musi tłumaczyć się przed księdzem. „Wyborcza” miała nadzieję, że przynajmniej kuria zdyscyplinuje nadgorliwego proboszcza, ale ta nie dopatrzyła się niczego nieodpowiedniego w zapytaniu duchownego:  „Szpital w Limanowej nosi imię Miłosierdzia Bożego. Na nadanie takiej nazwy musiał się zgodzić biskup z diecezji, w której znajduje się placówka. A jeśli tak, to należy oczekiwać, że dyrekcja tego obiektu będzie konsekwentnie postępowała w zgodzie z nauczaniem Kościoła katolickiego” – przytacza słowa rzecznika tarnowskiej kurii ks. Ryszarda Nowaka „Gazeta Wyborcza”.

Bo nazwa zobowiązuje. Święta Rodzina, Miłosierdzie Boże, św. Jan Paweł II, Dzieciątko Jezus, Przemienienie Pańskie, św. Zofia i wiele, wiele innych nazw odnosi się bowiem do pewnej konkretnej rzeczywistości. Z jakiegoś powodu dana placówka nosi takie a nie inne imię. Jeśli jest to nazwa odwołująca się do katolicyzmu, to zapewne nie dlatego, że ładnie wygląda na pieczątce czy papierze firmowym albo elegancko prezentuje się na szyldzie nad głównym wejściem do szpitala. Tylko raczej dlatego, że nazwa ta symbolizuje wartości, które w danej placówce są realizowane. I dobrze, by żyły nimi i realizowały je osoby na co dzień pracujące w danej placówce. Nazwa nie może ograniczać się tylko do napisu czy logo, ona musi być wyraźną informacją, że przez sam ten fakt pewne procedury medyczne w danej placówce nie są przeprowadzane. Trudno zgodzić się na to, by w szpitalu im. Jana Pawła II lekarze przeprowadzali aborcje, którą ten jednoznacznie potępiał. Dlatego też w warszawskim szpitalu Świętej Rodziny, za czasów prof. Chazana, żadne procedury godzące w dobro rodziny (a taką jest aborcja) nie były przeprowadzane. Na mapie warszawskich placówek szpital ten pozytywnie się wyróżniał. Niestety, to już przeszłość. W szpitalu, któremu patronuje Święta Rodzina, dziś już dzieci są zabijane. Zgodnie z prawem i zachowaniem wszelkich procedur – jak orzekła prokuratura.

Przyjęcie określonej nazwy pociąga za sobą pewne konsekwencje. I należy mieć tego świadomość. Aby pozbyć się niejasności i kontrowersji, proponuję, by placówki noszące nazwy odwołujące się do katolicyzmu, a wykonujące aborcje, już dziś zmieniły swoich patronów. Zamiast św. Jana Pawła II, Miłosierdzia Bożego czy Świętej Rodziny, niech placówkom tym patronuje Herod. Pod takim patronatem zabijać będzie można do woli. I nikt się czepiał nie będzie.

 

Małgorzata Terlikowska