Nie mam wątpliwości. To nie koniec, a początek. Początek przelany krwią niewinnych Francuzów. Kiedy czytam doniesienia z ulic Paryża mam w oczach łzy, a w żołądku mnie ściska. Łzy cisną się same, kiedy pomyślę o tych zamordowanych z zimną krwią ludziach, którzy przyszli w piątkowy wieczór na koncert, albo którzy spacerowali ulicami Paryża. Jakże wymowna dziś staje się figura z francuskiego La Salette. Płacząca Pani płacze dziś razem z całym światem nad masakrą zgotowaną Francuzom. Bo dziś cały świat solidarny jest z ofiarami. Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie…

Strach. To uczucie jest mi dziś bardzo bliskie. Bo kto zagwarantuje, że jesteśmy bezpieczni?  Nawet służby postawione w stan najwyższej gotowości mogą być bezradne wobec „pomysłowości” terrorystów. A ci przed niczym się nie cofną, dzisiejszej nocy strzelali do ludzi jak do kaczek, z zimną krwią, nawet im ręka nie zadrżała. Wczoraj Paryż, jutro być może Warszawa. Kolejne ataki terrorystyczne są dowodem na to, że zawsze jesteśmy krok do tyłu. Stąd poczucie bezpieczeństwa jest dziś złudne.

Nawet jeśli ulegam emocjom, to są one uzasadnione. Otwarte granice, które miały być wielkim dobrodziejstwem, okazały się być pułapką. Pułapką dla Europy. Stąd dziś pospieszne zamykanie granic i budowanie zasieków. Bo imigrancka fala wymsknęła się spod kontroli. Tak samo złudna okazała się polityka multi-kulti, za którą Francja zapłaciła największą cenę. Dlatego trudno się nie bać, kiedy stoimy na progu wojny, albo już nawet w niej uczestniczymy.

Dziś boję się o moje dzieci, boję się o moją rodzinę, sąsiadów, boję się o Polaków, którzy stać się mogą ofiarami terroryzmu. W kontekście paryskich wydarzeń nie rozumiem, jak dalej można przekonywać do przyjmowania tysięcy imigrantów, jak dalej można przekonywać, że to wyznawcy religii miłości i pokoju. I nie ma to nic wspólnego z miłością bliźniego. Tak jak z miłością bliźniego nie ma nic wspólnego mordowanie ludzi z zimną krwią.

Proszę dziś mnie nie rozliczać z mojego chrześcijaństwa i z mojej miłości bliźniego. Nie potrafię czuć sympatii do ludzi, którzy podnoszą rękę na niewinne osoby tylko dlatego, że są Europejczykami. Nie potrafię zobaczyć w nich człowieka w potrzebie, którego powinnam zaprosić do mojego domu. Ja się go po prostu boję, bo on tu przyszedł nie po pomoc i pokój, a po to, by siać zamęt i zabijać.

Małgorzata Terlikowska