Okazuje się, że można. Dowodem filmik w Internecie, który bije rekordy popularności. I nie ma znaczenia, że autorem jego jest komik. Nie ma znaczenia, że to wszystko dla żartu. Są bowiem takie sprawy, z których się nie żartuje. Tak jak ze śmierci własnego dziecka i reakcji bliskich na nią.

Roman Atwood, komik znany z niekonwencjonalnych pomysłów, tym razem postanowił pokazać, jak wygląda reakcja na śmierć własnego dziecka. W filmiku widzimy kilkuletniego chłopca, ubranego w kask, siedzącego na zdalnie sterowanym quadzie. Dziecko jest uśmiechnięte i zadowolone, wita się z mamą, która właśnie przyjechała na łąkę, gdzie syn szaleje pod opieką ojca. Za chwilę kobieta znika, w tym czasie „pomysłowy” tatuś na pojeździe sadza manekina, ubranego tak samo jak chłopczyk, a syna w tym czasie chowa. Kiedy kobieta wraca, widzi jak ojciec nachylony nad „dzieckiem” szczepce mu coś do ucha. Quad odjeżdża i nagle widać wybuch. Kamera pokazuje zszokowaną i wykrzywioną z przerażenia twarz matki. Za chwilę zza kadru wbiega synek. Kobieta wygraża Atwoodowi. Sielanka wróciła. Koniec  żartu.

Internet wymusza ostry przekaz. Chcesz zaistnieć, łamiesz więc kolejne granice. Po prostu. Dla sławy, dla pieniędzy, dla skandalu. Stąd coraz powszechniejsze selfie tuż po współżyciu, filmy z nocy poślubnej, porody itp. Podglądacze klikają i biznes się napędza. Pytanie, czy są jakieś granice, których przekroczyć nie wolno? Czy jest jakaś świętość, której na widok publiczny się nie wystawia? Czy jest pewne tabu, złamanie którego budzi w najlepszym wypadku niesmak. Budzi też opór i protest, że tak nie wolno, tak nie wypada. I to z wielu powodów. Po pierwsze, śmierć sama w sobie jest takim doświadczeniem czegoś metafizycznego. To coś nieprawdopodobnego. Coś przed czym możemy jedynie chylić czoła. W jej obliczu jesteśmy bezradni. Jest ona od nas silniejsza. „Nie igraj z ogniem” – słyszą dzieci przestrogę. Tak samo więc „nie igraj ze śmiercią”. Nawet chęć zysku nie powinna przesłonić naszej przyzwoitości. A człowiek przyzwoity ze śmierci i pogrzebu- kolokwialnie mówiąc – jaj sobie nie robi. Staje w powadze wobec jej tajemnicy, nieuchronności i nieodwracalności.

Po drugie, sprzeciw budzi wykorzystanie do tej zabawy dziecka. „Choć synku, zrobimy mamusi psikusa i ją przestraszymy. Zobaczymy, jak zareaguje na to, jak umierasz”. To chyba oczywiste, że każdy rodzic na śmierć dziecka, a już szczególnie tak nagłą (ale pewnie na każdą) reaguje szokiem i niedowierzaniem. Te ułamki sekund, kiedy widzi – tak jak w tym przypadku – wybuchający quad z dzieckiem – to najgorsze chwile w życiu. Nagle serce zaczyna bić szybko, ciśnienie skacze, szok powoduje, że nie jesteśmy w stanie się ruszyć, lub przeciwnie – rzucamy się, by ratować syna czy córkę. Nie trzeba takich prowokacji, by wyobrazić sobie, co czuje rodzic, który parę minut wcześniej śmiał się i przytulał swoje dziecko. A czy dziecko siedzące gdzieś w ukryciu i obserwujące miotającego się w panice rodzica jest w stanie zrozumieć, o co w tym wszystkim naprawdę chodzi? Czy kilkulatek jest w stanie wyobrazić sobie, że oto rodzic doświadcza sytuacji, w której jego już nie ma? Śmiem wątpić, czy dziecko zrozumiało niestosowność tej sytuacji.

Po trzecie wreszcie, mam nieodparte wrażenie, że pozorowanie śmierci własnego dziecka, filmowanie nań reakcji matki jest całkowitym przekroczeniem granic. To bowiem, co dla Romana Atwooda jest tylko zabawą (zresztą bardzo głupią), dla rzeszy rodziców, którzy doświadczyli śmierci własnego dziecka czy byli jej świadkami, jest żartowaniem sobie z ich emocji i tragedii. Jest żerowanie na ludzkiej tragedii, na emocjach i obrazach, które zostają z takim rodzicem do końca życia. Wracają one jak natrętne muchy, nie można się od nich wyzwolić. Z szacunku dla tych ludzi i ich tragedii należy z takimi „żartami” walczyć i je piętnować. Tak samo jak ich autorów. Wolność słowa w tym przypadku jest znacznie mniejszą wartością niż rozdarte serce i łzy rodzica będącego świadkiem śmierci własnego dziecka.

Bólu rodzica, na oczach którego ginie dziecko, nie da się opisać. To jest taki szok, którego człowiek nawet nie potrafi sobie wyobrazić. Dlatego wszelkie żarty na ten temat powinny być zabronione, a filmy kasowane. Jak widać, dla pieniędzy i sławy niektórzy gotowi są poświęcić wszystko, nawet tych, których podobno kochają.

Małgorzata Terlikowska