Zaraz po Paradzie jedna z jej uczestniczek, która wybrała na ten dzień oryginalny strój, a w zasadzie jego brak, żaliła się liberalnym mediom, jak to organizatorzy Parady są seksistowscy, bo mężczyznom pozwalają maszerować z gołym torsem, a roznegliżowanej kobiecie nie. Kogo taka krzywda spotkała? Martę Konarzewską, rzeczniczkę homoseksualnych interesów w mediach.

Na organizatorów posypały się gromy, że są pruderyjni, że nie rozróżniają striptizu od biopolityki (czymkolwiek to coś jest), że nie doceniają inwencji i kreatywności. Skandal do kwadratu, a nawet sześcianu. Gdyby to chociaż jakiś moher był, albo babcia z kółka różańcowego, a tu taki atak ze strony swoich. A przecież każdy ma prawo wołać: Śpię z kim chcę.

Tymczasem organizatorzy się bronią przed takimi okropnymi pomówieniami. Na stronie Codziennika Feministycznego rzecznik imprezy (a może rzeczniczka?) Jej Perfekcyjność wyjaśnia, że Marta Konarzewska wcale wyproszona nie została, tylko grzecznie upomniana i poproszona o włożenie bluzki. Upominała ją wolontariuszka. Konarzewska pozostała jednak głucha na prośby i dalej maszerowała z nagim biustem (przepraszam, z zaklejonymi sutkami). Korzystała także ze specjalnej platformy przygotowanej przez Fundację Batorego. Według organizatorów pozostała na marszu do końca.

Słowo przeciwko słowu. Jak było? Wiedzą pewnie sami zainteresowani. Faktem jest, że goły biust poróżnił środowiska homoseksulane. A za rok, żeby było grzecznie, proponuję przebrać się za ślimaka, bo to teraz Ślimak SAM jest awangardą postępu i walki ze stereotypami i uprzedzeniami płciowymi. Jak znalazł na Paradę Równości.

Małgorzata Terlikowska