Do marszałka Sejmu trafił właśnie wniosek o rejestrację Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej "Ratujmy Kobiety". Zamierza on zbierać podpisy pod projektem liberalizującym przepisy dotyczące aborcji. W myśl projektu kobieta miałaby prawo do przerwania ciąży do końca 12. tygodnia; później aborcja byłaby dopuszczalna gdy „ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej, występuje prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu lub gdy ciąża jest następstwem czynu zabronionego”. Przed czym wnioskodawcy chcieliby ratować kobiety? Najkrócej mówiąc przed ich własnymi dziećmi.

Do znudzenia przytaczane są więc argumenty, wymieniane przez zwolenników aborcji jednym tchem: aborcja ma być legalna i bezpieczna. A jak będzie legalna, to zostanie wyeliminowane podziemie aborcyjne, w którym kobiety masowo umierają (może jakieś dane lewica by przytoczyła, bo jakoś nie słychać o masowych zgonach kobiet). Choć czasy się zmieniają, argumenty pozostają bez zmian. Pod każdą szerokością geograficzną dzieje się to samo, a zwie się to aborcyjny przekręt.

Aborcyjny przekręt został zdemaskowany już jakiś czas temu w Stanach Zjednoczonych. Dziś w Polsce jesteśmy szokowani (podobnie jak szokowani byli Amerykanie) skalą podziemia aborcyjnego. Warto oczywiście zachować proporcje, ale chodzi mi o pokazanie pewnego mechanizmu. Brak dostępu do legalnej aborcji ma uruchamiać podziemie aborcyjne na niespotykaną skalę (tak jakby kobiety o niczym innym nie myślały, tylko jak pozbyć się dziecka). Padają liczby 100 tys. aborcji, 200 tysięcy. Liczby wzięte z sufitu, niepoparte żadnymi danymi. „Twierdziliśmy, że 5 do 10 tysięcy kobiet rocznie umiera z powodu nieudanych aborcji. W rzeczywistości było to 200-300 przypadków. Twierdziliśmy także, iż w Stanach Zjednoczonych wykonywanych jest milion nielegalnych aborcji rocznie, podczas gdy tak naprawdę było ich około 200 tysięcy. A zatem byliśmy winni wielkiego oszustwa” – mówił w 2008 roku Bernard Nathanson. Doskonale wiedział on na czym to oszustwo polegało, bo sam wprowadzał w błąd amerykańską opinię publiczną.

Przyjrzyjmy się więc mitom, kolportowanym dziś w Polsce. Wszystkie one zbudowane są na fałszywych przesłankach. Wszystkie one zostały też dawno obalone choćby w Stanach Zjednoczonych. 

Aborcja ma być bezpieczna

Działanie, które nakierowane jest na to, by życie rozwijającej się ludzkiej istoty zostało brutalnie przerwane, trudno nazywać bezpieczną. Bo na pewno nie jest ona bezpieczna dla dziecka. Pod żadnym względem. Dziś – wbrew propagandowej machinie – możemy ze stuprocentową pewnością powiedzieć, że nie jest ona też bezpieczna dla kobiet. Trudno nazywać bezpiecznym „zabieg”, który pozostawia tak silne piętno na ich psychice. Niemal trzy czwarte kobiet po aborcji doświadcza syndromu postaborcyjnego objawiającego się w depresjach, lękach, zaburzeniach snu, problemach psychicznych. Trudno nazywać bezpiecznym „zabieg”, który niesie ze sobą tak duże ryzyko choćby nowotworu piersi. Krótkowzroczna lewica chce polskim kobietom takie piekło zafundować.

Aborcja ma być legalna

Kiedy aborcja jest nielegalna, nie ma wówczas podziemia aborcyjnego – przekonuje lewica. Tyle że jest to nieprawda. Mieliśmy już czasy, kiedy aborcję można było wykonać legalnie w szpitalu na życzenie pacjentki. I co? Podziemie miało się również wtedy całkiem nieźle. „Znam doktora, który rano w klinice był np. dermatologiem, a po południu w swoim prywatnym gabinecie- ginekologiem aborterem. Wiem ze statystyk, że we wszystkich krajach, gdzie pozwolono na oficjalne zabijanie, utrzymuje się ta sama liczba pokątnych aborcji co przedtem. Tymczasem doszło tysiące oficjalnych aborcji i nie jest prawdą, że te dozwolone nie stanowią zagrożenia dla kobiety, bo są przypadki śmiertelne, także wśród tych wykonywanych lege artis  w klinikach” – mówiła dr Wanda Półtawska..

Zerknijmy na podwórko amerykańskie. Legalna dostępna aborcja także tam nie wyeliminowała patologii i nadużyć. Przekraczanie przepisów  o ochronie zdrowia, brak licencji u osób wykonujących aborcje – to niektóre grzechy klinik w New Jersey, Alabamie, Kalifornii. Luizjanie, Michigan, Maryland czy Kansas. W 201 roku amerykańskie media opisywały przypadek filadelfijskiego abortera Kermita Gosnella. Zarzucono mu prawdopodobieństwo zamordowania siedmiu noworodków. Oto, co m.in. ustaliła ława przysięgłych w przypadku tegoż aborcjonisty: „W jego klinice nie przestrzegano zasad higieny, wszędzie chodziły koty i załatwiały swoje potrzeby fizjologiczne (…) Przedmioty jednorazowego użytku były wykorzystywane więcej niż raz. Zwłoki płodów przechowywane były w słoikach (..)”. Nie był to jedyny „gabinet grozy” w USA, gdzie przecież aborcja jest legalna i bezpieczna.

Jeśli więc lewica postuluje ratowanie kobiet, to ja też dołączam się do tego apelu. Ratujmy kobiety przed lewicą, ratujmy kobiety przed tymi, którzy chcą zabijać ich dzieci. Ratujmy kobiety zanim nie jest jeszcze za późno!

Małgorzata Terlikowska