Ryszard Czarnecki

Na fotografii zrobionej przez Mayę Alleruzzo z Associated Press widać dwoje roześmianych od ucha do ucha ludzi. Widać, że cieszą się sobą i fajnie jest im ze sobą konwersować. Jeśli jakaś fotografia może oddać dobrą „ludzką chemię”, to właśnie ta. Jest 14 lipca 2012 roku. Zdjęcie zostało zrobione w Kairze i przedstawia Amerykankę i Egipcjanina. On, Mohamed Morsi, jest prezydentem Egiptu. Ona, Hilary Diane Rodham Clinton jest (wówczas) Sekretarzem Stanu USA czyli szefem MSZ-etu najpotężniejszego państwa świata. Przyglądam się tej fotografii w momencie, gdy owa dama, ma objąć urząd 45. prezydenta Stanów Zjednoczonych jako pierwsza w historii żona byłego prezydenta.

Nie będę jednak pisał o dynastii Clintonów, która (jak się okazało) nie wyrównała osiągnięcia dynastii Bushów - drugi przedstawiciel (przedstawicielka w tym przypadku) nie został prezydentem USA. Dynastia Bushów była bardziej sprawna, także dlatego że zainstalowała kolejnego członka rodziny w Białym Domu zaledwie osiem lat po tym jak George Bush (senior), z resztą syn kongresmena z Connecticut, oddał amerykański ster, no właśnie, mężowi pani Clinton zwanego później złośliwe „ogierem z Gabinetu Oralnego”. Tyle, że William Clintom, zwany też Billem (nawet „bardzo szybkim Billem”), zakończył swoje urzędowanie w White House po dwóch kadencjach w roku 2000. Potencjalny wybór jego żony na stanowisko amerykańskiego prezydenta miał więc nastąpić po 16 latach – a więc i tak dynasta Clintonów byłaby wolniejsza w obejmowaniu kolejnej prezydentury o osiem lat.

Wszak w Ameryce po kampanii prezydenckiej i do Kongresu AD 2016 toczy się już ta następna – do Białego Domu AD 2020. Kto będzie przyszłym, 46. prezydentem USA? Oczywiście może tak być, że w szranki stanie starsza pani – Mrs Clinton. A jeśli z jakichś względów nie ona, to wówczas (albo też później, w roku 2024) największe szanse na prezydenturę USA ma, z dzisiejszej perspektywy, dwoje kandydatów. I znów jest to kobieta od Demokratów i mężczyzna od Republikanów. Myślę o pani Robinson, z jednej strony i panu Ryanie z drugiej. W tym pierwszym przypadku proszę nie przecierać oczu. Robinson? Tak chodzi oczywiście o Michelle LaVaughn Obama, de domoRobinson. Młodsza ode mnie o rok bez ośmiu dni żona 44. prezydenta USA 20 stycznia 2009 roku trzy dni po swoich 45-tych urodzinach została pierwszą czarnoskórą Pierwszą Damą Ameryki. Ma ona głowę do biznesów, skoro jest 50. na liście najbogatszych polityków świata (uznano, że żona prezydenta USA to też polityk...). Ta córka sekretarki (ojciec Michelle zmarł równo ćwierć wieku temu) i siostra trenera koszykarskiej drużyny Uniwersytetu w Oregon zgromadziła na koncie prawie 12 milionów dolarów. Jej mąż, Barack Hussein jest Mulatem (biała matka), ona sama miała oboje czarnych rodziców, którzy zresztą nie rozeszli, w przeciwieństwie do rodziców Obamy. Jej kolor skóry podkreślam w kontekście jej wielokrotnie manifestowanej solidarności ze swoją rasą. W szkole średniej (Whitney Young) przyjaźniła się z córką czarnoskórego pastora z ambicjami prezydenckimi, polityka Partii Demokratycznej Jesse Jacksona. A na Uniwersytecie Princeton napisała pracę licencjacką z socjologii na temat „Princeton Educated Blacks and Black Community”. Jej małżeństwo z Barrackiem Husseinem to romans biurowy. Pikanterii tej love story w kancelarii prawnej Sidley Austin dodaje fakt, że B.H. Obama był... podwładnym swojej przyszłej żony. Wspomnicie moje słowa: ona będzie kandydować!

Stawiam, że kandydatem Republikanów na 46. prezydenta USA będzie... kandydat tejże partii na wiceprezydenta AD 2012 ‒ Paul Davis Ryan, młodszy od Michelle Obamy o 6 lat i 12 dni, a od piszącego te słowa 7 lat i 4 dni (też Wodnik!). Od roku jest speakeremIzby Reprezentantów. Pierwszy raz kongresmenem został w wieku 29 lat i jest nim nieprzerwanie. Ma trójkę rodzeństwa, a także trójkę własnych dzieci. Uwaga: katolik (jak J. F. Kennedy) i miłośnik polskiego papieża Jana Pawła II. Zdecydowany zwolennik ochrony życia i przeciwnik badań nad zarodkami ludzkimi. W rankingu największej organizacji pro-life w USA zyskał 100 procent(!), a Christian Coalition dała mu 91 procent w rankingu ochrony „tradycyjnych wartości rodzinnych”.

Nie ze względu na męską solidarność, ale ze stu innych powodów będę za nim.

 

* zaktualizowana wersja tekstu, który ukazał się w miesięczniku „Nowe Państwo” (listopad 2016)