Koniec kompromitacji Platformy Obywatelskiej. Grzegorz Schetyna ogłosił kapitulację i tworzenie… własnego dekalogu.

 

PO próbowała wyjść z twarzą z trwającego od 16 grudnia 2016 r. protestu okupacyjnego. Platforma stopniowała napięcie, przedłużała do granic możliwości swoją decyzję. PiS w końcu przycisnęło. Szef MSWiA zagroził konsekwencjami prawnymi. Dość miały także inne ugrupowania opozycyjne.

Wreszcie lider PO ogłosił kapitulację, uzasadniając to w sposób najbardziej żenujący z możliwych, co świadczy albo o oderwaniu od rzeczywistości Schetyny, albo o faktycznym braku umiejętności politycznych.

Otóż Schetyna wyjaśnił dziennikarzom, że od kilku tygodni walczyli o wolność pracy dziennikarzy w Sejmie, a że to wywalczyli, to ustępują. Tymczasem każdy, kto choć trochę interesuje się polityką w naszym kraju wie, że dziennikarze pracują jak pracowali, a jedyne co im przeszkadzało to strajkujący posłowie PO.

Jeszcze bardziej kuriozalna jest zapowiedź tworzenia „własnego dekalogu PO” czyli zakresu wolności, które PO będzie bronić w Sejmie. Taki dekalog był już uprzednio stworzony przez młodych polityków ugrupowania, co najwyraźniej przejął Grzegorz Schetyna. „Dekalog PO” ma być  dla totalnej opozycji formą nowego wyznania wiary w partię.

Z tym też jest pewien problem. Przez dwie kadencje Platforma jako partia rządząca łamała wszelkiego rodzaju wolności obywatelskie, monopolizując poszczególne rzeczywistości w przestrzeni publicznej. Począwszy od wolności gospodarczej, na wolności słowa kończąc. Teraz, gdy istnieje faktyczna konkurencja na tym polu, chce walczyć z tym, co sama tworzyła?

Przekładając ze Schetynowego na nasze, PO po prostu będzie walczyło z prawicą na wszystkich frontach. Schetyna na Mojżesza się jednak nie nadaje. Wiadomo, jeśli komuś nie pasuje Dziesięć Przykazań, zacznie w końcu pisać swoje. Przypadek posłów Platformy Obywatelskiej jest tego koronnym przykładem.

Tomasz Teluk