Triumfalizm opozycji po ponownym wyborze Donalda Tuska na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej jest przedwczesny. To jakim liderem jest Tusk może okazać się już w najbliższej przyszłości.

 

Prawo i Sprawiedliwość stanie się z pewnością surowym recenzentem drugiej kadencji prezydenta Europy. Dyspozycyjny wobec zagranicznych elit Tusk będzie miał zaś okazję udowodnić czy jest politykiem niezależnym, służącym Polsce, czy pozostanie marionetką w obcych rękach - jak określa go PiS.

Pierwsza kadencja przewodniczącego to pasmo sromotnych porażek - od całkowitego ignorowania głosu Polski w sprawach Rosji i Ukrainy, po kryzys migracyjny, Brexit i haniebne ataki na swoją ojczyznę w Parlamencie Europejskim oraz na forum innych instytucji.

Kolejna kadencja to zapowiedź potencjalnych kłopotów Unii Europejskiej. Ułożenie sobie współpracy z Donaldem Trumpem, którego Tusk obrażał już wielokrotnie. Wybory w Holandii, Francji czy Niemczech, które mogą ułożyć się nie po myśli europejskich elit. Wzrastające zagrożenie terrorystyczne, kolejna fala uchodźców, zamieszki na ulicach największych miast Francji, Szwecji, a teraz Holandii. Jaką odpowiedź da na to Bruksela?

Dotychczas nie dała żadnej, prócz powtarzania sloganów i banałów, których nie chcą już cytować żadne gazety. Donald Tusk co prawda wyjechał do Brukseli, ale pozostał politykiem lokalnym. Może co prawda realizować zlecone mu zadania na szczeblu międzynarodowym, ale wciąż najwięcej do powiedzenia ma w kwestii polityki krajowej.

PiS zapewne bezlitośnie wykorzysta każde potknięcie Tuska. Nie pozostawi na nim suchej nitki jeśli znów będzie atakował nasz kraj, wspólnie z politykami z Niemiec, Holandii czy Francji. Tusk będzie obrywał nie tylko po to, aby ewentualnie nie został kolejnym prezydentem RP. Rządowi nie zależy, aby do kraju wracał ktoś, kto będzie reprezentował obce interesy polityczne i gospodarcze.

Tomasz Teluk