Hilary Clinton ma dużo większe kłopoty niż jej kontrowersyjny kontrkandydat w walce o fotel prezydencki – Donald Trump. Jej sprawą zajęły się FBI oraz Kongres Stanów Zjednoczonych.


Chodzi o przeciek blisko 30 tys. e-maili z jej prywatnego konta. Podczas, gdy kandydatka republikanów solennie zapewniała, że znajdowała się tam wyłącznie prywatna korespondencja dotycząca przygotowań do ślubu jej córki czy zajęć jogi, okazuje się, że Clinton używała swojego prywatnego konta do załatwiania spraw służbowych.

To, co zaniepokoiło agentów FBI to fakt, że na publicznym serwerze mogły znajdować się informacje klasyfikowane jako tajne. We wtorek przedstawiciele Federalnego Biura Śledczego przedstawili Kongresowi USA informacje w tej sprawie. Republikanie uważają za skandal, że Clinton jako Sekretarz Stanu niedostatecznie chroniła powierzone jej dane.

Rzecznik FBI potwierdził, że wśród dokumentów, które wyciekły mogły znajdować informacje wrażliwe oraz oficjalne dokumenty. Tymczasem demokraci obawiają się, aby e-maile ich kandydatki nie przedostały się do opinii publicznej, co wydaje się coraz mniej prawdopodobne. Z dotychczasowych przecieków można domniemywać, że znajdują się tam e-maile, które mogą poważnie zaszkodzić Hilary Clinton.

Chodzi m.in. o korespondencje dotyczącą spraw państwowych, m.in. przekazywania funduszy, zakupu uzbrojenia, współpracy z wywiadami innych państw. Jest to woda na młyn Donalda Trumpa, który od dłuższego czasu pośrednio oskarżał swoją konkurentkę o nieczyste intencje, igranie życiem ludzi, czy wręcz stworzenie Państwa Islamskiego na polityczny użytek.

Tomasz Teluk