Marine Le Pen nie traci na popularności zapowiadając zamknięcie granic, opodatkowanie obcokrajowców i wyjście z Unii Europejskiej. Pomaga jej także główny kontrkandydat François Fillon.

Kandydatka skrajnej prawicy prowadzi w sondażach przedwyborczych. Jej kontrowersyjne zapowiedzi tylko przysparzają jej popularności. Najnowszym jest wprowadzenie specjalnego podatku dla pracujących we Francji obcokrajowców. We Francji jest to 5,5 proc. zatrudnionych. Mieliby oni płacić specjalne daniny zasilające np. fundusze dla bezrobotnych.

Przedstawicielka Frontu Narodowego walczy z globalizacją i chce wyjścia Francji z UE i NATO. Pragnie podążać drogą Wielkiej Brytanii i opuścić Unię, co ma wzmocnić gospodarczo kraj nad Sekwaną. Le Pen nie chce także, aby jej kraj był wciągany w wojny obcych mocarstw. Chce za to zamknąć granicę przed migrantami i wprowadzić gospodarczy protekcjonizm.

Jej główny kontrkandydat François Fillon traci z kolei zaufanie wyborców. Przedstawiany jako przykładny i uczciwy katolik, kandydat Republikanów skompromitował się, gdy wyszło na jaw, że zatrudniał na lewe umowy swoją żonę za co płacili francuscy podatnicy.

Małżonka pracowała oficjalnie jako asystentka, faktycznie zaś robiła sobie zakupy w paryskich butikach za sowitą urzędniczą pensję. Chodzi o 600 tys. euro, a więc jest to kwota imponująca.

Sprawą zajęła się prokuratura, a Francuzi uważają, ze polityk powinien wycofać się z wyścigu o Pałac Elizejski. Sam kandydat twierdzi, że padł ofiarą politycznej prowokacji.

W ostatnim czasie Fillon stracił 10 punktów procentowych poparcia i znalazł się w głębokiej defensywie. Wygląda więc, że już nic nie powinno zaszkodzić w zwycięstwie Le Pen w wyborach prezydenckich. Chyba, że na jaw wyjdą kolejne nieprzywidywane informacje, a przecież wszystko może się zdarzyć, do głosowania zostały przecież jeszcze ponad dwa miesiące.

Tomasz Teluk