Zrobił jak obiecał. Donald Trump wypowiedział w imieniu Stanów Zjednoczonych porozumienie klimatyczne z Paryża. Oznacza to faktyczne bankructwo projektu sterowania globalną gospodarką poprzez regulacje klimatyczne przez Europejczyków.

Projekt kontrolowania gospodarki poprzez uzgodnienia w kwestii ochrony środowiska, w którym prym wiodły Berlin i Paryż, ma się ku końcowi. Przywódca USA nie zgodził się na podporządkowanie interesów swojego kraju biurokratom z krajów Unii Europejskiej. Tym samym histerię wokół efektu cieplarnianego można uznać za przeszłość.

Projekt pt. „globalne ocieplenie” był prowadzony na kilku poziomach. Poziom ideologiczny - przeniesienie skrajnych postaw obrony środowiska do głównego nurtu początkowo trafił na podatny grunt. Jednakże wkrótce okazało się, że hipoteza zmian klimatu w wyniku przemysłowej działalności człowieka jest słaba i trudna do obronienia w obliczu faktów.

Na gruncie politycznym i gospodarczym wszystko szło dobrze do czasu, gdy w Białym Domu zasiadał liberał. Teraz UE nie ma sojusznika w USA, a nigdy nie miała go w Chinach, Indiach czy Rosji. Skoro najwięksi emitenci dwutlenku węgla nie będą ograniczać swoich emisji, cała ta biznesowo-urzędnicza hucpa pozbawiona jest sensu.

Nie udało się biurokratom sterować klimatem, bo jest to po prostu utopia. Nie jest możliwe także podporządkowanie wszystkich państw świata politycznie poprawnej ideologii. Ideologii, przypomnijmy - skrajnej, bowiem nawoływania, aby aborcja była jednym z narzędzi troski o klimat, nie były rzadkością.

Niewiele krajów na poważnie brało rzeczywistą troskę o ochronę środowiska naturalnego. Państwem, które przoduje w sukcesach ograniczania emisji gazów cieplarnianych jest Polska. Obecny rząd jest pionierem we wdrażaniu innowacyjnej metody absorpcji dwutlenku węgla za pomocą sadzenia lasów. Dlatego nasz kraj będzie gościł po raz trzeci uczestników Szczytu Klimatycznego ONZ, który odbędzie się  w 2018 r. w Katowicach.

Tomasz Teluk