Południowa Europa to raj dla dzieci. Na obskoczenie wszystkich atrakcji nie wystarczy czasu. A w Polsce? Zamiast rodzin wielodzietnych promuje się „pigułki dzień po”  oraz in vitro. Czyżbyśmy stali się już bardziej nowocześni od Zachodu?

Wakacje każdego roku spędzam we Włoszech. Włosi kochają „bambini”. Przy plażach mnóstwo placów zabaw, boisk, animacji. W miastach – wesołe miasteczka, zoo, aquaparki. Na deptakach roi się od rodzin wielodzietnych. W tym roku widzieliśmy nawet czworaczki. Rodziny wielodzietne przeważnie z Włoch, ale także Niemiec czy nawet Czech i Słowacji. Najmniej z Polski i Rosji.

To widać gołym okiem, a czego nie widać? W kraju nie widać polityki prorodzinnej. Polityka rodzinna według PO to była legalizacja pigułki aborcyjnej dla nastolatek, ustawy genderowej oraz in vitro dla oszukiwanych przez przemysł farmaceutyczny. Teraz przez media toczy się ta sama debata, na którą w ramach autorytetów medialnych Wyborcza powołała nawet luterańskiego „biskupa” i rodziców dzieci z probówki, którzy lżą księży.

Polska może być silna tylko zdrową rodziną. Tylko wówczas możemy odbudować wspólnotę i naród. Korzeniem rodziny jest chrześcijaństwo. Bajanie, że da się stworzyć jakiś odmienny model rozwojowy oparty na permisywizmie moralnym, regulacji poczęć i eksperymentach społecznych to igranie z ogniem – gra na samozagładę narodu.

Na szczęście ci, którzy o tym przez ostatnie lata decydowali są w politycznym odwrocie. Zostało tylko kilka niedobitków – ośrodków medialnych, które desperacko walczą o liberalnych klientów. Pozostaje mieć nadzieję, że po zmianie władzy, w ciągu najbliższej dekady Polska będzie wśród liderów polityki prorodzinnej – opartej na jej ochronie, niskim opodatkowaniu i systemom preferencji.

Może wówczas śródziemnomorskie plaże będą pełne dumnych, wielodzietnych rodzin mówiących po polsku.

Tomasz Teluk