Liberalne media w fałszywym świetle przedstawiają spór toczący się w Kościele nt. dopuszczenia do komunii św. rozwodników i homoseksualistów. W ich mniemaniu toczy się on na linii – progresywny Franciszek kontra tradycjonalistyczny beton w Watykanie.

Sęk w tym, że papież nie tylko nie zapowiedział, że cokolwiek zmieni się w tej kwestii, ale prefekt Kongregacji Doktryny Wiary, ciała, które ma najwięcej dopowiedzenia w omawianym zakresie, kardynał Gerhard Müller wprost powiedział, że wszelkie dywagacje na ten temat są wyłącznie prywatnymi opiniami poszczególnych hierarchów.

Gdzie leży problem?

Główny problem leży więc nie w tym, że Franciszek za wszelką cenę dąży do zmian, co z kolei jest przedstawiane przez nieżyczliwych mu konserwatystów jest jako próba zniszczenia Kościoła. Istota problemu leży kompletnie gdzie indziej.

Aby go zrozumieć trzeba cofnąć się do lat 70. ubiegłego wieku i Soboru Watykańskiego II. Jednym z ważniejszych wydarzeń było wycofanie spod obrad Soboru kwestii dotyczących celibatu i regulacji urodzin. W roku 1965 r. na rynku pojawiła się pigułka antykoncepcyjna i cały świat oczekiwał od papieża Pawła VI akceptacji antykoncepcji dla katolików. Papież postanowił jednak postąpić wbrew opinii ówczesnej większości w Kościele i wypowiedział się samodzielnie na ten temat w encyklice Humanae Vitae.

Dla progresistów był to ogromny szok, a dla św. Pawła VI okres bezpardonowych ataków i prześladowań. Na papieża rzuciła się cała horda postępowych teologów, a także hierarchowie z różnych stron świata. Episkopaty wielu krajów zbuntowały się przeciwko Rzymowi, ogłaszając, że rozstrzygnięcia następcy św. Piotra w tej kwestii nie są nieomylne, a konkretne decyzje pozostawiają sumieniu wiernych. Od tego czasu można mówić o faktycznej schizmie w Kościele Katolickim. Dotyczy ona episkopatów i wiernych, którzy zdecydowały się na nieposłuszeństwo wobec Watykanu.

Problemem więc jest, czy ów bunt nieposłuszeństwa, dotyczący zakazu używania antykoncepcji przez małżonków, rozszerzy się na kwestie udzielania komunii rozwodnikom, parom żyjącym w związkach nieformalnych czy czynnym homoseksualistom. Podobnie jak wówczas, można odnieść, że za zmianami jest większość. Podobnie dziś, inicjatorami rewolucyjnych zmian są hierarchowie niemieccy.

Dym szatana w Watykanie

Także dziś można poczuć w Watykanie ów dym szatana, o którym mówił św. Paweł VI, którego efektem są kłótnie, spory, niepewność, niezadowolenie, niepokój. Po Soborze Watykańskim II i ukazaniu się encykliki Humanae Vitae, bunt przeciwko papieżowi nabrał charakteru otwartego konfliktu. Rozpoczęło się od zniesienia dyscypliny kościelnej dotyczącej celibatu przez Holendrów. Następnie chórem rozpoczęto kontestowanie papieskiego nauczania odnośnie otwartości na życie i stosowania sztucznych środków antykoncepcyjnych.

Za zmianami w tej materii były wszelkie gremia – od postępowych teologów moralnych w Ameryce i Wielkiej Brytanii, które natychmiast po ogłoszeniu dokumentu zareagowali krytycznymi artykułami w popularnych tytułach prasowych, po papieską komisję, zwołaną jeszcze przez Jana XXIII. Papież zachował więc tradycyjną naukę Kościoła Katolickiego, przeciwstawiając się nawet swym najbliższym doradcom.

[koniec_strony]

W uzasadnieniu encykliki papież pisał: „Kościół jest w pełni świadom, że broniąc nienaruszalności prawa moralnego odnośnie małżeństwa, przyczynia się do umocnienia wśród ludzi prawdziwej kultury. (…) Czyniąc tak Kościół zabezpiecza godność małżonków”. Papież okazał się świętym, który swoimi decyzjami miał na względzie życie wieczne, a nie opinie świata.

Do niezadowolonych hierarchów zza oceanu dołączali biskupi i teologowie z Europy. Krytycznie do encykliki odnieśli się biskupi z Holandii, Francji, Belgii. Najbardziej znamiennym wyrazem buntu przeciw papieskiemu nauczaniu były oficjalne głosy sprzeciwu z Niemiec i Austrii. W niemieckiej Deklaracji z Koenigstein i austriackiej z Maria Trost, biskupi praktycznie oddawali decyzję o stosowania antykoncepcji wiernym, sugerując, że papież może się mylić w tej kwestii. W praktyce okazało się więc, że katolicy z wyżej wymienionych krajów nie stosują się do moralnej nauki Kościoła w zakresie regulacji poczęć, z poparciem swoich pasterzy. Obecna sytuacja w Kościele jest więc logiczną kontynuacją tamtych wydarzeń.

Kościół Marxa i Kaspera

Nacisk na Watykan w sprawie zmiany podejścia do rozwodników i mniejszości seksualnych pochodzi z krajów, które zbierają owoce buntu wobec Humanae Vitae. W mediach ma on twarze emerytowanego kardynała Waltera Kaspera oraz przewodniczącego episkopatu Niemiec Reinharda Marxa. Nie można jednak winić samych duchownych. Znajdują się oni bowiem pod stałą presją całej opinii publicznej w ich krajach i być może na swój sposób próbują ratować tam Kościół.   

Obecna u naszych zachodnich sąsiadów frywolność moralna, będąca efektem rozdzielenia sfery seksualności i miłości, znajduje swoje oblicze w rozpowszechnieniu pornografii, prostytucji, powszechności rozwodów, wszechobecności ideologii gender i terrorowi mniejszości seksualnych. W rezultacie niemieckie urzędy socjalne zabierają rocznie rodzinom ok. 40 tys. dzieci, a aktu apostazji dokonuje rocznie 180 tys. wiernych Kościoła Katolickiego. Rodzina w rozkładzie, brak wiary – tak wygląda Zachód Europy.

Ale nie oszukujmy się. Tak wygląda też Polska. Polacy – dostosowując się do mentalności Zachodu, faktycznie także odrzucili Humanae Vitae. Widać to po statystykach demograficznych.

Dlatego też należy spodziewać się kontynuacji presji na papieża. Rozłamowcami są więc ci, którzy domagają się, aby Kościół porzucił swoje tradycyjne nauczanie o rodzinie (któremu wierność wielokrotnie podkreślał Franciszek) na rzecz bliżej nieokreślonych zmian, mających akceptować rozwód jako wybór małżonków, czy pożycie w nowym związku. Kościół ma rozwinięte duszpasterstwo w tym zakresie, które funkcjonuje bardzo dobrze (posługa dla tzw. białych małżeństw, czy obrona węzła małżeńskiego przy sądach biskupich).

Bardziej prawdopodobne jest więc to, że episkopaty krajów zachodnich będą popierały udzielanie komunii rozwodnikom i mniejszościom, wbrew temu, co zostanie podtrzymane na Synodzie. Pewnie już teraz jest taka praktyka liturgiczna w wielu parafiach (także w Polsce!). Jedynym wyjściem przeciw „nieludzkiemu i przestarzałemu” stanowisku Watykanu ww. sprawie będzie więc dalsza protestantyzacja Europy.

Tomasz Teluk